Miał być całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych, tymczasem przegłosowane 4 marca przez posłów zmiany w "Ustawie o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych" dopuszczają m.in. możliwość tworzenia palarni w placówkach ochrony zdrowia, szkołach, uczelniach czy domach pomocy społecznej.
Dyrektorów kilku lecznic zapytaliśmy, czy otworzą palarnie?
- Wykluczone. Kto chce się u nas leczyć, musi zaprzestać palenia - mówi stanowczo Marek Nowak, dyr. szpitala w Grudziądzu. - Może stracę pacjentów, ale tym się akurat nie martwię. Sam przestał palić, by innym dać dobry przykład. - W szpitalu obowiązuje całkowity zakaz palenia. Poza tym nie wolno u nas handlować papierosami - dodaje Nowak. Od dwóch lat personel grudziądzkiej lecznicy może palić 20 metrów od budynku, a minuty spędzone na papierosie są odliczane od czasu pracy.
Marek Bruzdowicz, dyr. szpitala w Rypinie deklaruje się jako całkowity przeciwnik otwierania palarni w zakładach opieki zdrowotnej. - Pacjenci przychodzą do nas po zdrowie, a nie żeby leżakować i sobie popalać - mówi. Podkreśla, że aby otworzyć palarnię, trzeba: po pierwsze - mieć pieniądze, po drugie pomieszczenie.
Inaczej do sprawy podchodzi dr Andrzej Stachowiak, szef Domu Sue Ryder w Bydgoszczy. - Czy otworzę palernię? To będzie trudne, z uwagi na brak wolnych pomieszczeń. Uważam jednak, że wprowadzanie całkowitego zakazu palenia dla naszych pacjentów jest... niehumanitarne. To może zabrzmi trochę pod prąd, ale tak jest. Powinny być palarnie dla chorych. Widziałem takie pomieszczenia w Wielkiej Brytanii. Korzystać z nich mogą ci, którzy nie opuszczają łożek, bo można tam wjechać nie tylko na wózku.
Dr Stachowiak uważa, że w szpitalach inna jest sytuacja. - Dni i miesiące życia naszych pacjentów są ograniczone. Paradoksem jest, że osoby w stanach terminalnych nierzadko bardzo chcą rzucić palenie, bo uważają, że to im pomoże. Tymczasem pojawiaja się dodatkowe komplikacje, np. objawy głodu nikotynowego.
Alicja Kułakowska, główna księgowa w Domu Pomocy Społecznej w Zakrzewie (gm. Aleksandrowo Kujawskie) informuje, że w placówce palarnia już jest: - Staraliśmy się, by ją zorganizować. Zdecydowały o tym względy bezpieczeństwa. Nasi podopieczni to osoby chore psychicznie. Choć tlumaczymy im, że palenie szkodzi, to niektórzy palą. Aby wykluczyć zagrożenie pożarem otworzyliśmy pomieszczenie, które spełnia wymogi bezpieczeństwa przeciwpożarowego.
A personel? - Jest zakaz palenia. Kto pali, może to robić poza DPS-em.
Zbigniew Pawłowicz, szef bydgoskiego Centrum Onkologii zapowiada, że na pewno palarni nie otworzy. Wierzy, że senatorowie przywrócą pierwotne zapisy. Tak, by był całkowity zakaz. - W tym tygodniu zbiera się senacka komisja zdrowia. Jest klimat do tego, żeby wprowadzić zmiany. Ustawa ma chronić osoby niepalące, więc zapis o palarniach zniknie. Większość niepaląca nie może być narażona na wdychanie dymu.
Jak się dowiedzieliśmy na zaproszenie WHO grupa posłów i senatorów była z wizytą we Francji. - Mogliśmy sami się przekonać, jakie są efekty wprowadzonego tam dwa lata temu całkowitego zakazu palenia w restauracjach, pubach czy kawiarniach. Rozmawialiśmy z hotelarzami i restauratorami. I co usłyszeliśmy? Że obroty im nie spadły, że na śniadania wpadają mamy, które rano odprowadzają dzieci do szkoły, Przedtem tego nie robiły, bo w lokalach było pełno dymu. W pubach w Irlandii też nie ubyło klientów. Są nowi, którzy nie palą - dodaje Pawłowicz.