Wyrok ogłoszony z niemal dwugodzinnym opóźnieniem - prowadzący sprawę sędzia usprawiedliwiał się przedłużoną naradą - nie był zaskoczeniem.
Czy był surowy? Dla Renaty Jankowskiej będącą jedną z oskarżonych "tak". Jako jedyna z całej piątki wraz z mężem pojawiła się w świeckim sądzie. Otwarcie też opowiadał w jakich okolicznościach zetknęła się z 15-letnią wówczas Angelikę K. i o rok starszą Martę W. Do agencji trafiły z ogłoszenia w prasie. - Powiedziały, że przyjechały z Gdańska. Obie wyglądały na pełnoletnie - przekonywała Renata Jankowska. - Oczywiście poprosiłam je o dowody, ale wykręciły, że nie mają przy sobie. W każdym razie miały je dowieźć później. Prowadzę interes od 13 lat i nigdy nie łamałam prawa. Ani w tej sprawie, ani żadnej innej. Do tego stopnia im
uwierzyłam, że nawet umieściłam ich zdjęcia na naszej stronie internetowej. Nie jestem szalona, gdybym znała ich prawdziwy wiek nie zrobiłabym czegoś takiego - podkreślała.
Najbardziej boli ją jednak to, że podczas śledztwa nie wzięto pod uwagę, że to właśnie ona ułatwiła policji namierzenie nieletnich. - Gdy przyszli do nas policjanci i zapytali czy widzieliśmy te dziewczyny od razu powiedzieliśmy, że były u nas - wspomina. - Nasz ochroniarz miał telefon do jednej z nich. Dzięki temu skończył się ich gigant po Polsce.
To były zepsute pannice, które doskonale wiedziały co robiły.
Właścicielka agencji w Płocku za nakłanianie nieletnich do prostytucji i czerpanie z tego korzyści została skazana na rok i cztery miesiące więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Oprócz tego musi zapłacić pięć tysięcy złotych grzywny a także pokryć część kosztów sądowych. To nie był najsurowszy wyrok.
Na półtora roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata oraz grzywnę sąd skazał Kazimierza P. i Dariusza N. Ten ostatni w kwietniu 2005 roku wprowadził gimnazjalistki z Nowego w świat zorganizowanej prostytucji. Zanim to się stało, striptizer i pan do towarzystwa o ksywie Viagras "przetestował" je w jednym z toruńskich hoteli. Uznał, że "świnki", tak nazywane są początkujące prostytutki, nadają się do fachu. Udostępnił im mieszkanie i pomagał w znajdowaniu klientów.
Dziewczyny nie zagrzały jednak w Toruniu zbyt długo miejsca. Ruszyły w Polskę. Trafiały kolejno do agencji w: Bydgoszczy, Elblągu, Warszawie i Płocku być może także innych miast. W czasie przesłuchania twierdziły, że właściciele domów publicznych doskonale zdawali sobie sprawę z ich wieku. Tak młode panienki do towarzystwa cieszą się dużym powodzeniem.
Mogą też liczyć na wyższe stawki. Zwykle brały 100-150 zł od klienta, z czego "opiekun" inkasował połowę.
W tym głośnym procesie najłagodniejsza kara spotkała: Annę K., właścicielkę agencji towarzyskiej w Warszawie - rok więzienia w zawierzeniu na trzy i 800 zł grzywny oraz Teresę M. z Bydgoszczy - rok więzienia zawieszony na dwa lata oraz karę pieniężną 1200 zł.