Niby normalne mieszkanie na Bielawach. Niby, bo w tym mieszkaniu przyjmuje wróżka. Alicja jej na imię.
Są dwa koty. Jeden czarny (pani Alicja mówi na niego: zawodowy, bo on łasi się do gości). Drugi jest trzykolorowy. Mniej towarzyski od tego czarnego.
Pani Alicja (od razu mi się kojarzy "Alicja w krainie czarów") prowadzi zwykłe życie, jest żoną i matką.
Ale pracę ma niezwykłą.
Z wykształcenia jest ogrodnikiem. Pracowała m.in. w sekretariacie. Projektowała biżuterię. Malowała obrazy.Któregoś dnia poszła do wróżki. Chciała podpytać o swoją przyszłość. Gdy wróżka stawiała jej karty, pani Alicja złapała się na tym, że ona sama też zna znaczenie tych kart, że zna odpowiedzi na pytania, z jakimi tutaj się pojawiła.
- Wróżę od 18 lat. Na początku wróżenie łączyłam z pracą zawodową - opowiada pani Alicja. Potem postawiła wszystko na jedną kartę. Czyli na wróżenie.
Przeczytaj także: Jaki będzie Nowy Rok? Przeczytaj horoskop na 2014 rok napisany przez Jasnowidza z Człuchowa
Nie było łatwo. - Przez siedem pierwszych lat uczyłam się, jak wróżyć. Rozkładałam karty i próbowałam wyczytać, co kryją. Potem porównywałam swoją wiedzę z tym, co podają książki. Najczęściej informacje pokrywały się.
Doświadczenia na znajomych - Eksperymentowałam ze znajomymi. Wróżyłam im, potem znajomym tych znajomych. Większość z tego, co im przekazywałam, sprawdzała się, ale zawsze uprzedzałam, że mogę się mylić. I nadal się mylę. Jestem tylko człowiekiem.
W gabinecie pani Alicji stoi szklana kula. Ot, atrybut wróżki. - Teraz rzadko z niej korzystam, to znaczy: wyczytuję z niej przyszłość - przyznaje moja rozmówczyni.
Dla niej podstawowe narzędzie pracy to karty tarota. W kartach można wyczytać to, co było. Ale przede wszystkim to, co będzie.
Pytania o miłość, wierność, pracę, pieniądze to wątpliwości, które klientów kierują do wróżki najczęściej.
Są nietypowe pytania? - Mnie już żadne pytania nie dziwią - mówi pani Alicja. Dodaje, że niektórzy mówią o swoich zwierzętach. I zaraz potem pytają, dlaczego kot jest taki osowiały, a pies smutny. Nawet o biżuterię odwiedzający wróżkę pytają. Chcieliby np. wiedzieć, gdzie znajduje się pierścionek, który im zaginął.
Spotkanie trwa godzinę. Czasem dwie. - Gdy klient wchodzi do mojego mieszkania, staram się wyprzeć myśli na jego temat - zaznacza pani Alicja. Prosi swojego gościa o podanie daty urodzenia, ewentualnie o zdjęcia bliskich, o które ten chce zapytać. To, jak wyjaśnia, daje jej podgląd do "ustalania" informacji.
Potem stawia karty. Nie owija w bawełnę. - Nie koloryzuję, nie opowiadam bajek. Mówię wprost, co człowieka czeka - kontynuuje pani Alicja. - Gdybym miała pokazywać tylko piękną, świetlaną przyszłość, nikt drugi raz by do mnie nie przyszedł.
A pojawiają się u niej regularni klienci. Jedni przychodzą raz na rok. Inni - za każdym razem, gdy coś im się w życiu pokrzyżuje. Wróżkę traktują jak terapeutkę.Tyle, że terapeutka nie wyczytuje przyszłości.
Pani Alicja nie rozmawia o tym, co przekazuje klientom. To jest tajemnica między stronami. Zdarzają się reklamacje. - Czasem ktoś przychodzi z pretensjami, że moje przepowiednie się nie spełniły - wyjaśnia bydgoszczanka. - Po jakimś czasie, na przykład po dwóch latach, ponownie przychodzi ta sama osoba z przeprosinami. Tłumaczy, że wróżba się spełniła, ale z opóźnieniem.
Pani Alicja przyjmuje w dni powszednie, czasem - gdy klientowi inaczej nie pasuje - w soboty. Tylko w czasie naszej rozmowy trzy razy dzwonił telefon. To pewnie osoby, które zamierzają przyjść.
A i na spotkania branżowe znajdzie czas. - Idę na przykład na kawkę z koleżanką wróżką - uśmiecha się.