Debata o gender w Teatrze Polskim
Przed Teatrem Polskim - policjanci w radiowozie. W foyer młodzieżówki lewicowych partii, kilkoro aktywistów organizacji pozarządowych, ale też przedstawiciele środowisk prawicowych, w tym Solidarni 2010. Przed salą - Młodzież Wszechpolska z ulotkami: "3 x Nie. Nie dla gender. Nie dla lewackiej propagandy. Nie dla deprawacji seksualnej i zboczeń".
- Gender to żadna nauka - mówi 17-letni Marcin z bydgoskiego koła MW. - Pojawia się to w szkołach, przedszkolach i prowadzi do problemów psychicznych dzieci i rozpadu więzi rodzinnych. Troje dzieci w Rybniku wyrzucono z przedszkola, bo ich rodzice nie zgodzili się na lekcje wychowania seksualnego - podkreśla. Razem z nim przyszli m.in. 17-letni Adrian i 22-letni Bartosz. Działacze wchodzą później na salę, ale zachowują się w miarę spokojnie (czasami jedynie bardzo głośno klaszczą).
Foyer Teatru Polskiego prawie zapełnione. "Gender - nauka czy ideologia" od początku zmierza raczej w kierunku spotkania informacyjnego, niż debaty. Mówią głównie przedstawiciele środowisk, którym zależy na różnorodności. - Jeszcze pięćdziesiąt lat temu osoby, które współżyły poza małżeństwem były piętnowane. Dziś nie. Są więc wzory, w socjologii mówi się "scenariusze seksualne", które się zmieniają - mówił Karol Zamojski, założyciel Pracowni Kultury Współczesnej, społecznik i wykładowca.
Przeczytaj również: Czarny PR-gender krąży nad Polską
Zdaniem Zamojskiego awanturę wokół gender niepotrzebnie wywołała część środowisk katolickich i dziennikarzy. - Nie mamy dwóch stron. Część księży obawia się laicyzacji czy afer seksualnych w kościele i dlatego wywołuje niechęć do tego słowa. No i są jeszcze prawicowi publicyści, którzy chcą coś ugrać. Ale pozostali, nie tylko ze środowisk lewicowych, ale także katolickich, chcą coś zmienić. To co dobrego może wyniknąć z hałasu wokół gender to może to, że zjednoczą się ludzie, którzy po prostu nie dopuszczają dyskryminowania - dodał Zamojski.
Anna Mackiewicz, bydgoska radna, należąca do SLDi Ligi Kobiet, podała m.in. przykład ze sfery finansowanych projektów. - Jesteśmy "zgenderowani" jako system już od ponad dziesięciu lat, bo największe szanse mają projekty skierowane do obu płci w odpowiednich proporcjach - tłumaczyła.
Z radną polemizowała Anna Wróblewska-Zawadzka z Nieformalnej Grupy Inicjatywnej, która jako zły przykład polityki równości płci podała... orliki. - Za ich wybudowaniem powinien pójść program zachęcający także do tworzenia drużyn dziewcząt i ułatwiający im kontakt z piłką - stwierdziła aktywistka.
Czytaj też: Bp Mering do proboszczów: nie ma obowiązku odczytania z ambon listu ws. gender
Przeciwnicy gender byli raczej zdezorientowani przebiegiem debaty. Rzadko zabierali głos. - Nie wiem, kiedy ktoś z państwa był w kościele, kiedy czytano list episkopatu Polski. Bo ja na przykład byłem. Nie dopatrzyłem się w tym nic, co odsądzałoby od czci i wiary - tłumaczył pan Albin, bydgoszczanin, który zdecydował się wziąć udział w dyskusji. - Nie było tam żadnej awersji. W tym liście episkopat zwracał uwagę na zagrożenia. A przecież skoro są zagrożenia, to trzeba o nich mówić, prawda?
Czytaj e-wydanie »