Bydgoskie pogotowie ratunkowe zebrało, co prawda, dużo pochlebnych opinii. Ale były też głosy, które potwierdziły, że brak zaufania do ratowników może być uzasadniony.
Ci zadowoleni...
- Dwa dni temu wezwałam pogotowie do męża. Ratownicy przyjechali natychmiast. Stan męża był bardzo poważny, więc karetka zabrała go do szpitala. Jak się później okazało, to był zawał - mówiła pani Janina z Okola. - Gdyby nie szybka reakcja ratowników, to nie wiem, jakby się to skończyło - dodała nasza Czytelniczka.
O to, aby podziękować pracownikom pogotowia ratunkowego, prosiła też Urszula Marciniak z ulicy Grunwaldzkiej.
- W sylwestra zrobiło mi się bardzo słabo. Pomyślałam że to jakieś problemy z krążeniem, bo dostałam duszności, a serce waliło mi niemiłosiernie. Wezwałam karetkę. Trzyosobowy zespół pojawił się bardzo szybko. Ratownicy byli mili i serdeczni. Na szczęście to nie był zawał, a nerwy. Niedawno zmarła moja córka, i jak przyznali lekarze z pogotowia, to na skutek długotrwałego stresu, organizm odmówił mi posłuszeństwa.
Lekarze wykonali naszej Czytelniczce na miejscu EKG, zmierzyli ciśnienie.
- Bałam się, że będą chcieli zabrać mnie do szpitala. Na szczęście, zbadali mnie i podali właściwe leki w domu - dodała pani Urszula.
Mieczysław Wąsik czekał właśnie na przystanku linii 68 przy ulicy Wyszyńskiego, kiedy nagle zasłabła tam starsza kobieta. Wezwał pogotowie, przyjechało bardzo szybko.
- To było w zeszłym tygodniu. Pamiętam, bo bardzo zdenerwowała mnie ta sytuacja. Dobrze, że ratownicy troskliwie zajęli się tą panią - przyznaje pan Mieczysław. - Chyba jej stan był poważny, bo odwieziono ją do szpitala im. Jurasza.
... i Ci trochę mniej radzi
- Nigdy więcej po nich nie zadzwonię! - zapewniła nas pani Ewa z Fordonu. - I nigdy nie skorzystam już z usług takiego pogotowia. Ratownik, który do mnie przyjechał przez telefon konsultował się z innym lekarzem. Sam nie bardzo wiedział jak mi pomóc. A ja czułam się coraz gorzej. Kiedy pogotowie odjechało, sąsiadka pomogła mi wsiąść do taksówki i zawiozła mnie do szpitala.
Pan Ryszard z ulicy Baczyńskiego, również nie miał nic dobrego do powiedzenia.
- Zbadali mnie i powiedzieli, że niepotrzebnie ich wzywałem, bo to nie nagły przypadek i powinienem zgłosić się do przychodni. A ja miałem tak wysoką gorączkę, że słaniałem się na nogach.