Pani Helena Pułodzień spacerowała z wnuczką po Bartodziejach. Nagle zauważyła samotnego psa. - Był dosyć duży - relacjonuje bydgoszczanka. - Ale zdecydowałyśmy się podejść bliżej.
Zwierzak zachowywał się niespokojnie. - Mimo to nie zaatakował nas - opowiada kobieta.
Pani Helena postanowiła odwieźć psa do bydgoskiego schroniska. - Bez problemu wskoczył do samochodu, gdzie zresztą bardzo się uspokoił - wspomina.
Na miejscu bydgoszczanka poinformowała pracowników schroniska, że chętnie zaadoptuje psa, jednak potrzebuje kilku dni na zbudowanie kojca. Zostawiła swój numer telefonu i karmę dla zwierzaka.
Po niespełna dwóch tygodniach zadzwoniono do niej ze schroniska. - Usłyszałam, że pies został uśpiony, ponieważ był bardzo agresywny - wspomina ze łzami w oczach. - Dlaczego nikt nie skontaktował się ze mną wcześniej? - pyta dalej kobieta. - Choćby po to, żeby mnie poinformować o zamiarze uśpienia.
Tymczasem schronisko ripostuje. - Nie mamy takiego obowiązku - wyjaśnia Rafał Bernacki, lekarz weterynarii. - Z chwilą przekazania psa schronisku, staje się on naszą własnością. Nie musieliśmy nawet dzwonić do tej pani po eutanazji psa.
Jak podkreśla, pies był bardzo agresywny, dlatego podjęto taką, a nie inną decyzję. - Kłopot z jego utrzymaniem miało nawet dwóch pielęgniarzy, którzy usiłowali wyprowadzić go z boksu na specjalistycznych stalowych pętlach - tłumaczy lekarz. - Mnie natomiast zaatakował bez ostrzeżenia. Wcześniej przegryzł dwie smycze - wylicza weterynarz.
Okazuje się, że pies, który trafi do bydgoskiego schroniska, ma 14 dni kwarantanny. Podlega wtedy obserwacji. Jeżeli jest w tym czasie agresywny, zostaje uśpiony. - To wyjątkowe zdarzenia, w których pies zagraża życiu ludzi i pozostałych zwierząt - tłumaczy Izabella Szolginia, dyrektor bydgoskiego schroniska.
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w schronisku we Włocławku, gdzie podczas pierwszych 14 dni pobytu, pies nie może być uśpiony. - Przecież w każdej chwili może się do nas zgłosić właściciel zwierzaka - wyjaśnia pani Dorota (nazwisko do wiadomości red.), pracownik włocławskiej placówki, członek Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami.
I dodaje: - Jestem zaskoczona decyzją bydgoskiego schroniska. Myślę, że należało zadzwonić do tej pani i powiadomić ją o zamiarze uśpienia. Rozumiem, że schronisko nie ma takiego obowiązku, ale tu chodzi o czysto ludzki wymiar sytuacji.
Udostępnij