Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieuczciwa księgowa trafi za kratki - zdecydował toruński sąd

(AWE)
sxc.hu
3,5 roku więzienia - taki wyrok usłyszała dziś Maria W, księgowa z Torunia, która ukradła ponad milion czterysta tysięcy zł. z kasy ośrodka rehabilitacji dzieci i młodzieży.

www.pomorska.pl/torun

Więcej informacji z Torunia znajdziesz na podstronie www.pomorska.pl/torun

Sędzia zdecydowała, że kobieta musi oddać ośrodkowi skradzione pieniądze - ponad 1,4 mln zł. Przez 6 lat nie może też pracować jako księgowa. Sąd złagodził przewidzianą w prawie karę 5 lat więzienia, bo kobieta przyznała się do winy i okazała skruchę. Nie wyjaśniła tylko, co zrobiła ze skradzionymi pieniędzmi.

- Udało się ustalić, że za część tej kwoty kupiła samochód dla bliskiego członka rodziny - mówi sędzia Danuta Dybska. - Ale to tylko ułamek procenta kwoty, którą zagarnęła.

Maria W. była związana z Miejskim Ośrodkiem Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży od jego powstania. Jej współpracownicy podkreślali, że miała opinię osoby bardzo uczynnej i godnej zaufania. Pierwszy raz to zaufanie zawiodła w 2000 roku, kiedy "pożyczyła" sobie pieniądze z kasy ośrodka. Od tamtej pory robiła to systematycznie przez następne 9 lat.

- Nie była w tragicznej sytuacji finansowej - mówi sędzia Danuta Dybska. - Zarówno ona, jak i jej mąż, zarabiali nie najgorzej, powodziło im się dobrze.

Jako główna księgowa Maria W. przyznawała sobie wyższe wypłaty i nagrody. Swoim przełożonym dawała do podpisania czeki z wypisaną kwotą - np. 800 zł. Ale zanim poszła do banku, dopisywała kilka cyfr. W ten sposób 800 złotych zmieniało się np. w 12 800. Osiemset zł. księgowa oddawała do kasy ośrodka, a "nadwyżkę" zabierała dla siebie.

Nie zrezygnowała z tego procederu nawet wtedy, gdy ośrodek był na skraju likwidacji. Wszyscy jego pracownicy zgodzili się wtedy na 10-procentową obniżkę swoich wypłat, żeby uratować swoje miejsce pracy. W tym czasie Maria W. wyprowadziła z kasy kilkanaście tys. zł.

Jakim cudem przez 9 lat nikt tego nie zauważył? Ośrodek czerpał pieniądze z kilku źródeł: z darowizn, kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia i z dotacji z urzędu miasta. Każda z tych instytucji przeprowadzała kontrole w ośrodku - ale nigdy całościowe. NFZ sprawdzał, co się dzieje z pieniędzmi z kontraktu, magistrat - co się dzieje z pieniędzmi miejskimi.

Urząd miasta nigdy nie badał całości dotacji - kontrole obejmowały tylko kilka procent dofinansowania.
Maria W. wpadła przez przypadek - podczas jednej z takich kontroli urzędniczce wpadł w ręce wyciąg z baku. Kontrolerkę zainteresowała wysoka wypłata z konta, poprosiła więc o wyjaśnienia. Księgowa przyznała, że "pożyczyła" tę kwotę.

- To przestępstwo można było ujawnić wcześniej - twierdzi Danuta Dybska, sędzia toruńskiego Sądu Okręgowego. - Wystarczyło przecież tylko wziąć do ręki jakikolwiek wyciąg bankowy. Ale nikt tego nie zrobił. Można powiedzieć, że podmioty odpowiedzialne za kontrole przyczyniły się do tej sytuacji. Gdyby właściwie wykonywały swoje działania, nie doszłoby do przestępstwa na taką skalę.

Wyrok nie jest prawomocny.

Udostępnij

Kup Gazetę Pomorską przez SMS - kliknij

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska