
Fot. radosław fonferek
Nikogo już nie dziwi pies, który lubi telewizję czy kot odpoczywający na monitorze komputera.
Przodkowie uznaliby nas za dziwaków. Przecież zwierzę to zwierzę i kropka. Mamy jednak wielkich poprzedników w przyjacielskich stosunkach ze zwierzakami. Król Zygmunt Stary miał ukochaną wiewiórkę, która uwielbiała sypiać w rękawie królewskiej szuby. Słynny pamiętnikarz Jan Chryzostom Pasek nie wyobrażał sobie życia bez swojej ulubienicy - wydry.
Natura jest w nas
Najwierniejszym przyjacielem człowieka jest pies. Mały ratlerek czy ogromny dog - nieważne. Ważne, że każdy daje swojemu panu radość i bezwarunkową miłość. - Psy doskonale się do nas przystosowują i to ich największa zaleta - mówi Marlena Kossakowska, psycholog. - Pies nie potrzebuje żadnych dowodów miłości. Trzeba dać mu jeść i wyprowadzić na spacer. Ale jako zwierzę stadne ma swój spryt, uczy się, co od którego członka rodziny może dostać i co w zamian musi dać.
Pies uczy się sposobu reagowania od swojego pana. Jest lustrem, w którym odbijają się wszystkie nasze cechy; i dobro, i zło. Czuje naszą agresję i lęk -dosłownie nosem.
Ciotka Agnieszka znana była ze swej tuszy i nieokiełznanej miłości do swojego psa. Niuniuś był chyba najbardziej rozpieszczanym psem na świecie. Szydełkowe sweterki, które ciotka pracowicie wyrabiała dla Niuniusia, były prawdziwymi kreacjami. Piesek, zdaniem ciotki, najbardziej kochał sweterek, który miał wzór w garnitur. Pod szyją pyszniła się włóczkowa koszulka, z włóczkowym krawatem.
Sielanka trwała pięć lat. Aż do tego strasznego dnia: ciotka Agnieszka wróciła zmęczona z zakupów i całym swoim 120-kilogramowym jestestwem opadła na ulubiony fotel. Potem z jej szlochów i jęków wyłoniła się straszna prawda - Niuniuś zasnął w fotelu tuż przed przybyciem ciotki... Rozpacz trwała kilka lat. W końcu rodzina nie wytrzymała. Na kolejną Gwiazdkę kupiła ciotce psa. Dużego psa, takiego, co go łatwo zauważyć - dalmatyńczyka. Niuniuś Drugi ma się dobrze. Trudno na niego usiąść, a ubranka wełniane po prostu uwielbia. Przynajmniej tak mówi ciotka Agnieszka.
- Pies musi znać swoje miejsce. Ważne, żeby być zwierzchnikiem psa, bo to zwierzę stadne, więc miejsce w szeregu i pilnowanie go jest bardzo istotne - twierdzi Marlena Kossakowska. - Człowiek musi nad nim dominować, inaczej on zajmie najważniejsze miejsce.
Uczłowieczanie zwierząt domowych niesie pewne niebezpieczeństwo. - Ważne, żeby pies był psem. Gdy się patrzy w jego oczy, nie ma tam człowieka. Jest zwierzę - ufne lub agresywne, dobre lub złe, ale zawsze zwierzę - mówi Kossakowska. - Jednak łatwiej jest kochać swojego pupila niż człowieka. Zwierzę się do nas dostosowuje, nie ma wymagań, nie sprawia kłopotów jak człowiek.
Lek na samotność
Współczesny człowiek jest osamotniony, ma dużo lęków i negatywnych doświadczeń z innymi ludźmi. Może dlatego tak chętnie kupujemy sobie przyjaciela: chomika, rybkę, węża, kota... Zwierzę nie zawiedzie człowieka. Może go nawet wyleczyć z kompleksów i lęków. Takie są konie. Nieświadomie dają ludziom spełnienie marzeń. - To silne, mocne zwierzęta, które dają duże poczucie wolności i władzy jednocześnie - mówi psycholog. - Na przykład dziecku konie mogą bardzo pomóc. Ważny jest kontakt fizyczny z tak wielkim i łagodnym zwierzakiem.
- Leczyłam chłopca, który miał poczucie, że nikt go nie kocha. To nie była prawda, ale malec wyrastał w dość chłodnej atmosferze. Rodzice zgodzili się jednak kupić mu psa. Dzięki niemu poczuł się potrzebny, bezwarunkowo akceptowany, uwierzył, że ktoś się cieszy z bycia z nim - wspomina Marlena Kossakowska.
Rysiu kochał węże. Ale nie te łagodne, z aksamitną skórą, przewalające się leniwe w terrarium. Kochał zabójców. Pracowicie sprzątał ich szklane domy, obserwował jak jedzą, wygrzewają się w sztucznym słońcu lamp. - Mama nienawidziła moich węży - mówi. - Bała się ich śmiertelnie. A tyle razy jej tłumaczyłem, że nie ma czego.Że za szybą nic nikomu nie zrobią.
Pewnego razu mama brała kąpiel. Nagle zobaczyła w wodzie zieloną, szybko poruszająca się strzałkę. To był wąż, który uciekł z terrarium. - Wziąłem gada za szyję i wyciągnąłem z wanny. Tyle tylko, że mnie zdążył ukąsić - relacjonuje Rysiu.
Najpierw biedak zrobił się blady, potem fioletowy. Oczy wyszły mu z orbit, a piana pojawiła się w kącikach ust. Helikopterem przewieziono Rysia do jedynego szpitala w Polsce, który miał odpowiednią surowicę. Gdy się obudził po śpiączce, stwierdził, że teraz, to gady będzie łapał w ochronnych rękawicach. Mama wywiozła jednak jego ukochane węże do ogrodu zoologicznego.
Teraz Rysio ma 35 lat. Węży nie hoduje. Jego synek za to kocha swojego kameleona. - Miłość do gadów widać przekazałem mu w genach - śmieje się Rysio.
Gdy patrzy się w oczy zwierzaka, czasami ma się poczucie obcowania z kimś z innej planety, z innego świata. Zamkniętego przed nami i pełnego tajemnic. Ludzie często żałują, że zwierzęta nie potrafią do nich przemówić, opowiedzieć o swoim odczuwaniu rzeczywistości. - Kiedyś zapytałam pewnego człowieka, dlaczego hoduje gołębie. Odpowiedział, że lubi patrzeć, jak fruwają. Ich lot był dla niego najlepszą nagrodą za trud hodowcy. On czuł, jakby sam latał. Spełniał swoje tęsknoty - mówi Marlena Kossakowska.
Wojna na zwierzaki
Różnice między właścicielami kotów i psów są takie, jak pomiędzy tymi zwierzętami. Koty rzadko inicjują kontakty z ludźmi. Właściciele tych zwierzaków często mówią, że na mruczącą miłość trzeba zasłużyć. Pies ma serce "na łapie".
Cesia zjawiła się na mojej wycieraczce w Wigilię. Skulony kłębuszek miauczącego nieszczęścia. Była brudna, zakażona świerzbem i kocią grypą. Sąsiadka uchyliła drzwi. - To sierotka - zakomunikowała. - Jej matka zginęła pod ciężarówką, a drugiego kotka z miotu zagryzł pies sąsiadów.
Łaciate kocię zamiauczało. Na dworze prawie minus 15... Co robić, rodzice czekają z wigilijną kolacją. Kot został na wycieraczce zaopatrzony w spodeczek mleka i pomoc sąsiadek. Zobowiązały się, że będą go dokarmiać. Gdy wróciłam po świętach, kot nadal spał na wycieraczce. Otworzyłam drzwi, mały się obudził i wpadł do domu. Od razu zaanektował duży fotel. I tak został, a właściwie została. Cesia jest ze mną już osiem lat.
- Nie ma co się kłócić. Ważny jest cel, czego od zwierzaka oczekujemy, co ma nam dać - mówi psycholog. - Przecież nawet mało komunikatywne rybki dają ich właścicielom wiele dobrego. Czasami jednak hodowla przekształca się w pasję, a nawet snobizm - chęć posiadania coraz rzadszych i droższych okazów.
Do serca przytul psa
Na wsi zwierzęta pełnią inną funkcję. Pies jest, by pilnować domu, kot ma łapać myszy, świnia dawać mięso. Jednak człowiek ma tendencję, żeby zaprzyjaźniać się ze zwierzętami. Czasami związki emocjonalne mogą być trudne, na przykład z kurą, która później stanie się obiadem.
Dzisiaj mieszkamy w blokach i z naturą niewiele mamy wspólnego. Coraz więcej osób kupuje sobie zwierzęta, by właśnie mieć kontakt z przyrodą. - Brak nam zażyłych kontaktów nawet z ludźmi. Alienują. Mamy telewizory i komputery. A zwierzę daje nam w domu życie, dosłownie biologiczne - mówi Marlena Kossakowska - Potrzeba nam naturalnych doświadczeń. Co z tego, że w telewizji obejrzymy sobie psa, w książkach poczytamy o nim? Co innego dotknąć jego sierści i posłuchać, jak bije mu serce. Obserwując zwierzę obserwujemy cykl życia. Rodzice często boją się, że kiedy kupią dziecku chomika, to maluch będzie rozpaczał, gdy zwierzątko umrze po dwóch latach. Ale dzięki temu doświadczeniu dziecko pozna fenomen życia i jego przemijania.
Jurek jest dobrym weterynarzem. Dba o swoich pacjentów i ich właścicieli. - Chyba o właścicieli bardziej - mówi. - To przechodzi pojęcie, jak ludzie potrafią zakochać się w swoich pupilach. Nawet w ptakach.
Jurek z ptaków najbardziej lubi kaczkę z jabłkami i kurczaka w potrawce. Jednak ostatnio jego pierzasty pacjent pobił rekord długowieczności. Kanarek pod opieką Jurka przeżył równe 15 lat! Weterynarz niechętnie odkrywa tajemnicę swojej metody. - Gdy Ralf trafił do mnie pierwszy raz, był umierający. Jego pani była w czarnej rozpaczy. Nie wiedziałem, co robić. W nocy kanarek wyzionął ducha w moim gabinecie.
Rankiem przez głowę Jurka przebiegła prosta myśl. W sklepie kupił nowego kanarka. "Ozdrowionego" pacjenta oddał jego pani. Potem ten sam numer powtarzał wielokrotnie w przypadku chomików i innych drobnych, krótko żyjących stworzeń. - Wiem, że to nieetyczne, ale na leki właściciele wydaliby krocie i nie zawsze dałoby się zwierzę uratować. Uważam też, by nie "przedłużać" życia za bardzo. Bo z tym kanarkiem, Ralfem, to jednak przesadziłem.
Obojętnie jakie będzie nasze zwierzę. Da nam poczucie realności. Dzięki niemu możemy przekonać się, że dotykać można nie tylko klawiatury komputera lub pilota od telewizora, ale i wilgotnego psiego nosa lub miękkiej sierści kota.