Do incydentu doszło przed dwoma laty. Marcin K. został zatrzymany – jak sam twierdził podczas śledztwa – bo został nakryty na paleniu papierosów w sklepowej toalecie. - Splunąłem w jego stronę, bo mi ręce wykręcał – przekonywał sąd. Dopytywany oświadczył, że najprawdopodobniej nie trafił w twarz.
Ostatecznie w wyroku sąd uznał, że rzeczywiście splunął na ochroniarza. Jednak nie skazał go za narażenie chorobą zakaźną. Oskarżonego szczegółowo przebadali lekarze. Orzekli, że owszem jest nosicielem wirusa żółtaczki. Ale choroba jest w takiej fazie, że Marcin K. nie zaraża. Poza tym, nawet gdyby mógł zarazić, to prawdopodobieństwo zakażenia od oplucia jest bardzo małe. Dlatego sąd zmienił prawną kwalifikację tego zachowania. Plucie w twarz to naruszenie nietykalności i znieważenie.
Łączny wyrok – dwa lata więzienia – to efekt innych, poważniejszych przestępstw. Z dwóch różnych lokali we wrocławskiej Magnolii Marcin K. zabrał gotówkę. Z jednej z restauracji wyniósł cały sejf. Łącznie pokrzywdzeni stracili 35 tysięcy złotych. Odzyskano tylko 7 tysięcy. Były też trzy inne, drobniejsze kradzieże. W tym 35 złotych zabrane z warzywniaka. W tym ostatnim przypadku sąd uznał, że było to tylko wykroczenie.
Wyrok prawomocny nie jest. Marcin K. może odwołać się do sądu okręgowego.
Otwarcie N-Park. Tłumy wrocławian w nowej galerii handlowej (ZDJĘCIA)
