- Nie jest pan rodowitym mieszkańcem Parlina. Jak to się stało, że pan tu zamieszkał?
- Urodziłem się 220 kilometrów stąd, w Rząśni w województwie łódzkim. Po ukończeniu technikum mechanizacji rolnictwa chciałem zobaczyć inne strony. W okolicach Dąbrowy było dużo Państwowych Gospodarstw Rolnych. Było też zapotrzebowanie na techników. I tak tu trafiłem. W miarę szybko się zaklimatyzowałem. Miałem wówczas 20 lat.
- A kiedy narodził się pomysł, by otworzyć w Parlinie sklep?
- Po reformie w PGR-ach, odszedłem z pracy. Od 1995 roku prowadzę sklep.
- W Parlinie macie aż trzy sklepy. Dużo, jak na tak małą wioskę. Trudno się walczy o klienta?
- Gdyby były dwa sklepy, byłoby lepiej. Wówczas wzajemnie by się uzupełniały. Ja jestem w tej dobrej sytuacji, że mam sklep w tej części Parlina, gdzie mieszka większość ludzi. Mój punkt jest im bardziej po drodze.
- Parlin ma to szczęście, że ma szkołę. Dzieci jednak rodzi się coraz mniej. Jaka przyszłość czeka tę szkołę? Będzie zlikwidowana?
- To rzeczywiście jest problem. Likwidacja to ostateczność. Miejmy nadzieję, że dzieci zacznie się wreszcie rodzić więcej (uśmiech).
- Budynek szkoły jest duży, dzieci mało. Stąd większe koszty utrzymania.
- Największe koszty nie generuje budynek, ale nauczyciele. Ich utrzymanie stanowi największy koszt. Dziś jest tak, że szkoła w Dąbrowie w pewnym sensie dopłaca do funkcjonowania tych małych placówek w Parlinie i Słaboszewie. Szkoła w Szczepanowie zawsze wychodziła na zero. Kwestia reformy oświaty w naszej gminie została odłożona w czasie. Myślę, że szkoła w Parlinie tak szybko nie upadnie. Jeśli koszty utrzymania tych placówek będą wzrastać, wójt i rada gminy będą musieli do tego tematu wrócić.
- Dziś jest tak, że dzieci z Parlinka dojeżdżają rowerami do szkoły w Parlinie. Gdyby chodziły do szkoły w Dąbrowie, jeździłyby autobusami.
- Tak zawsze było. Problem polega na tym, że gmina nie może refundować rodzicom kosztów poniesionych przez nich na zakup biletów autobusowych, jeśli odległość z domu do szkoły jest zbyt krótka. Tak jest właśnie w przypadku Parlinka i Parlina. To są ustawowe wytyczne. Dzieci mogłyby jeździć autobusami. Urząd Gminy nie mógłby jednak zwrócić pieniędzy za zakup biletów.
- Kilka osób z Parlina zwróciło nam uwagę na to, że mieszkańcy Parlinka są bardziej zgrani. Może pan to potwierdzić?
- Wszędzie kolorowo na pewno nie jest. I w jednej, i w drugiej miejscowości są osoby, które są bardziej i mniej zgodne. Wszystko zależy od tego, kto to mówi. Zazwyczaj osoby, które najmniej się angażują w życie wsi, mają najwięcej do powiedzenia, podchodzą krytycznie i widzą same błędy.
- Postanowiliście założyć stowarzyszenie "Siecinica". Dlaczego?
- Na zebraniu założycielskim spotkały się najbardziej aktywne osoby z trzech sąsiadujących ze sobą miejscowości: Parlina, Parlinka i Sucharzewa. Jesteśmy w trakcie rejestracji. Głównym naszym celem jest obrona szkoły w Parlinie. Ale nie tylko. Chcemy wspólnie organizować imprezy. Nasze trzy miejscowości łączy jezioro Siecinica. Być może uda nam się doprowadzić do ożywienia tego jeziora. Dziś nie ma nawet do niego dojazdu. A przecież można byłoby utworzyć ścieżki rowerowe, plażę i uaktywnić to miejsce turystycznie.