Wczorajsze długie rozmowy na ten temat nie skończyły się porozumieniem, więc nie wiadomo, jakie konkretnie pieniądze będą wchodziły w grę. Zarząd bydgoskiego zakładu jest jednak otwarty na dalsze negocjacje.
513 osób z wypowiedzeniami
Dotąd 513 pracowników Zachemu przyjęło wypowiedzenia, 80 przebywa na L-4 lub nie podpisali porozumień, a 104 nadal pracuje.
- Wśród 104 są tacy, którzy będą rozbierali instalacje TDI, TDA czy EPI, co potrwa do 31 marca - mówi Andrzej Werner, szef zakładowej Solidarności. - To trudna i niebezpieczna praca, wymaga specjalnych umiejętności. Dlatego uważamy, że należą się im dodatkowe premie.
Werner dodaje, że pracodawca zaproponuje wysokość odpraw dla osób, które są jeszcze zatrudnione. - Mamy również przedstawić swoje pomysły. Usiądziemy i pomyślimy nad tym, ale trzeba pamiętać, że ci, którzy zostają, cały czas jeszcze zarabiają. Dlatego trudno wymagać, by i one otrzymały po 50 tys. zł brutto.
Także wczoraj odbyła się narada Wojewódzkiego Urzędu Pracy oraz PUP w Bydgoszczy poświęcona sytuacji pracowników Zachemu.
- Nie wszyscy zwalniani od razu zarejestrują się w pośredniaku - mówi Tomasz Zawiszewski, dyrektor bydgoskiego PUP. - Niektórzy zrobią to w lutym, inni w kwietniu. Od 16 stycznia na terenie Zachemu będziemy organizować spotkania z doradcami zawodowymi, którzy podpowiedzą zwalnianym, jakie mają szanse na rynku pracy.
Najtrudniej o pracę aparatowym
Mogą m.in. starać się o dotacje na rozpoczęcie własnej działalności - 40 tys. zł z projektu PUP i PTE, a niezależnie od tego urząd może przyznać wsparcie do 20 tys. zł. Pośredniak proponuje też firmom tworzącym nowe etaty dla byłych zachemowców, refundację kosztów utworzenia stanowiska do 20, 7 tys. zł.
Najtrudniej o pracę będzie m.in. aparatowym zakładów chemicznych, łatwiej spawaczom czy ślusarzom. Jest jednak szansa na szkolenia, które pozwolą im przekwalifikować się. Nieoficjalnie wiemy, że pracowników Zachemu chciałyby zatrudnić dwie firmy: z branży budowlanej oraz producent elementów z żywic poliestrowych.
