Biegli z Akademii Medycznej z Łodzi to już trzeci zespół ekspertów powołanych przez bydgoski sąd. Wcześniej przyczyny śmierci 2-letniej Wiktorii badali lekarze z Bydgoszczy i Poznania. Stwierdzili, że bezpośrednią przyczyną zgonu było pęknięcie jelita cienkiego. Poznańscy biegli dodali jednak, że doprowadzić do tego mogła wrodzona choroba - zespół Ehlersa-Danlosa.
Wczoraj jednak doszło do nieoczekiwanego przełomu w procesie. Z opinii łódzkich lekarzy wynika bowiem, że to nie genetyczna choroba, a uderzenie tępym narzędziem lub pięścią pozbawiło życia małą Wiktorię. Po odczytaniu ekspertyzy sędzia Andrzej Rumiński oznajmił, że skoro sytuacja oskarżonego zmieniła się, w grę może wchodzić ponowne aresztowanie Sebastiana Sz., który, przypomnijmy, opuścił areszt śledczy w kwietniu ubr. Przebywał w nim od momentu zatrzymania przez policję 25 stycznia 2011 roku, kiedy jego córka zmarła w szpitalu.
Sędzia co prawda zapytał o zdanie strony (obrona tłumaczyła, że konieczne będzie przesłuchanie biegłych), jednak decyzja o aresztowaniu mogła zapaść wcześniej, bo w chwilę później na salę rozpraw weszli dwaj kryminalni, którzy mieli odprowadzić oskarżonego do pobliskiego aresztu śledczego. Oburzenia nie krył nawet oskarżyciel posiłkowy - mecenas Jan Adam Balon, kurator dziecka.
Przeczytaj także: Jak zmarła 2-letnia Wiktoria ze Żnina?
- Jestem w trudnej sytuacji, bo w tym procesie występuję w roli prokuratora. Mimo to uważam, że nie wolno postępować w ten sposób. Dzisiaj sąd wydał wyrok na tego człowieka. To był jakiś teatr. Skoro sędzia wiedział, że aresztuje oskarżonego, to po co pytał nas o zdanie? - pytał na sądowym korytarzu mecenas.
W rozmowie z "Pomorską" decyzję sędziego skrytykował też mecenas Marek Sałacki, obrońca Sebastiana Sz. - Jestem zaskoczony i zbulwersowany. Wnioski z opinii biegłych z Łodzi nie były jednoznaczne. Odwołam się od aresztowania do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Nie wykluczam też złożenia wniosku o wyłączenie sędziego z procesu - podkreślał adwokat. Gdyby faktycznie do tego doszło, to ślimaczący się od jesieni 2011 roku proces rozpocząłby się od nowa.
Zdaniem prokurator Anny Banaszak, sędzia postąpił właściwie. - Żaden ze świadków nie złożył zeznań obciążających oskarżonego. Teraz pojawił się dowód, który może potwierdzić, że doszło do pobicia. Nie można tego ignorować - tłumaczyła oskarżycielka.
Podczas procesu Sebastian Sz. twierdził, że nie bił córki, a obrażenia i siniaki na ciele Wiktorii powstały podczas potrząsania i prób reanimacji. Wcześniej 29-letni mieszkaniec Żnina odsiadywał wyrok za skatowanie swojego kilkuletniego syna z poprzedniego związku.
Czytaj e-wydanie »