Bezdomna 45-latka i kilkanaście od niej starszy mężczyzna żyli w tragicznych warunkach w pustostanie przy ul. Inwalidów w Bydgoszczy.
Pseudołóżka zrobili sobie z kartonów i starych, spleśniałych od wilgoci pościeli. Wokół było mnóstwo pustych butelek po alkoholu, śmieci. Nawet ludzkich odchodów, bo bezdomnym nie chciało się wychodzić na zewnątrz, żeby się załatwić. Po ruderze biegały szczury.
W ruderze należącej do PKP para mieszkała od ponad roku. Ekipy kilka razy zabijały okna i drzwi budynku deskami. Bezdomni mieli sposób, żeby pokonać zabezpieczenia. Wchodzili przez dziurę w oknie, po cegłach ustawionych jedna na drugiej.
Ona mniej rozmowna. On bardziej skory do zwierzeń. Opowiadał, że ma wykształcenie wyższe, że był artystą. Ale stał się bezdomnym.
O wszach też opowiadał: - Powoli nas zjadają.
Oboje mieli pełno zadrapań i ran. Mężczyzna trafił do szpitala jesienią. Miał amputację. Krótko potem zmarł.
Jego koleżanka nadal koczowała w kolejowej ruinie. Gdy w styczniu robotnicy znowu przyszli zabezpieczyć okna i drzwi - tym razem zamurować, a nie zabić deskami - tylko zajrzeli, co jest w środku. Nie zauważyli, że w kołdrach leży śpiąca kobieta. A ona nie słyszała, że ekipa zamurowuje otwory w budynku. Gdy się ocknęła, już wszędzie był mur.
2 dni później kobieta, która przypadkiem tędy przechodziła, usłyszała krzyki. To bezdomna wzywała pomocy. Służby ją uratowały. Trafiła do szpitala, ale stamtąd nie wróciła do rudery. Została umieszczona w domu opieki za Bydgoszczą. Fizycznie czuje się lepiej. Leczenie psychiatryczne potrwa latami.
Prognoza pogody na 15.03.2016/TVN Meteo Active/x-news