Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżeni i ich typy

Maciej Myga
Pierwsza sensacja podczas procesu Tomasza G. i czterech pozostałych oskarżonych o zamach na Piotra Karpowicza, dyrektora w bydgoskim PZU: obrońca jednego z oskarżonych zażądał ujawnienia dwóch świadków incognito.

     Wczoraj, w najgłośniejszym bydgoskim procesie ostatnich lat, rozpoczęto przesłuchiwanie świadków. Zanim jednak do tego doszło, pełnomocnik Tomasza Z., oskarżonego o pomoc w zacieraniu śladów zabójstwa, przedłożył sądowi wniosek, w którym zażądano ujawnienia dwóch świadków incognito.
     Według Tomasza Z. są to bracia Tomasz i Michał S., z którymi miał kontakt w czasie i po zamachu na dyrektora PZU.
     Pytał też, czy zostali oni oskarżeni przez prokuraturę, bowiem wiedzieli o przygotowywanym morderstwie i o tym nie powiadomili.
     Tylko ich nie pytajcie!
     
Przeciwko wnioskom obrońcy stanowczo zaprotestował Robert Bednarczyk, prokurator z Lublina, prowadzący sprawę.
     - Tożsamość świadków incognito może ujawnić jedynie prokurator. Nie zamierzam udzielać takich informacji. Sąd przesłucha świadków, więc będzie mógł ich zapytać, czy zostali oskarżeni. Tomasz i Michał S. mogą oczywiście zostać przesłuchani, ale nikt nie powinien ich pytać, czy są świadkami incognito. Poza tym to normalne, że podczas tego typu procesu oskarżeni "typują" świadków incognito - mówił.
     Skąd oskarżony i jego obrońca wiedzą (?), że Tomasz i Michał S. są świadkami incognito? Ich zdaniem świadczy o tym fakt, że posiadali informacje o domniemanym przestępstwie, a mimo to nie ma ich na liście "jawnych" świadków.
     Tu chodzi o obiad
     
W pierwszej dostępnej dla widzów odsłonie procesu Tomasza G. i innych zeznawali dwaj świadkowie: Krzysztof Sz., kierownik sprzedaży Autoryzowanej Stacji Obsługi w Brzozie, której właścicielem był kiedyś G. oraz jej pracownik - Jan S. Chodziło o jeden z tzw. pobocznych zarzutów, czyli ukrywanie skradzionego mercedesa i związane z tym spotkanie Tomasza G. z Janem S. w restauracji w Brzozie w sierpniu 2002 r. Jan S., osadzony w areszcie w Lublinie, został wówczas tam dowieziony przez dwóch policjantów. Zdaniem prokuratury Tomasz G. chciał wpłynąć na jego dalsze zeznania w sprawie kradzionego auta i dlatego przekupił funkcjonariuszy. Przyjął ich obiadem i obdarował markowym alkoholem. Jednemu z nich miał też obiecać pożyczenie na uroczystości ślubne auta od dealera mercedesa w Lublinie. Policjantów wydalono z pracy, bo sprawa wyszła na jaw.
     Oczy na blacie
     
Krzysztof Sz. zeznał wczoraj, że był przez jakiś czas w restauracji. Wspominał, że rozmawiano jedynie o samopoczuciu Jana S., który cały czas miał być w towarzystwie policjantów. Z kolei Jan S. odmówił jakichkolwiek zeznań. Odczytano jego zeznania ze śledztwa. W jednym z protokołów prokurator miał napisać, że pytany o wizytę w Brzozie Jan S. "milczał, wpatrując się w blat biurka" i był wyraźnie zdenerwowany.
     Jutro kolejny dzień procesu.
     

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska