https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Ostry dyżur" - wymysł szpitali?

Marta Pieszczyńska
sxc.hu
W umowie między szpitalem a NFZ-em nie ma pojęcia "ostrego dyżuru". W praktyce oznacza to, że lecznice nie powinny odsyłać pacjentów do innych placówek, podając jako powód brak takiego dyżuru w danym dniu.

O tym, że trzy szpitale w Bydgoszczy mają swoje grafiki dotyczące tak zwanych ostrych dyżurów, przekonał się już niejeden pacjent. Niestety wielu z nich doświadczyło z tego powodu nieprzyjemności. Tajemnicą poliszynela jest bowiem fakt, że lecznice, które nie pełnią w danym dniu "ostrego dyżuru", nierzadko odsyłają pacjenta do placówki, która akurat taki dyżur sprawuje.

Tymczasem, jak wyjaśnia Barbara Nawrocka, rzeczniczka prasowa kujawsko-pomorskiego oddziału NFZ, w umowie między lecznicami a Narodowym Funduszem Zdrowia pojęcie "ostrego dyżuru" w ogóle nie funkcjonuje. - Szpitale mają obowiązek całodobowej pracy - tłumaczy rzeczniczka.

Przeczytaj również: Kolejna pacjentka bydgoskich szpitali odesłana z kwitkiem.

Pacjent może zatem wybrać placówkę, z pomocy której chce skorzystać. - Nie wolno go odsyłać do innego szpitala, tłumacząc się brakiem "ostrego dyżuru" - zaznacza Nawrocka.

Lekarz, na podstawie oceny stanu zdrowia chorego, może go natomiast skierować do placówki świadczącej pomoc nocną w ramach podstawowej opieki zdrowotnej.

Niestety, w rzeczywistości jest inaczej. I NFZ o tym wie. - Dostajemy sygnały od pacjentów - przyznaje rzeczniczka. - Dlatego na stronie kujawsko-pomorskiego oddziału Funduszu pojawił się komunikat przypominający szpitalom o obowiązku świadczenia całodobowej pomocy medycznej.

Lecznice nie mają sobie nic do zarzucenia. Przekonują, że jeśli danego dnia nie pełnią "ostrego dyżuru", nie oznacza to, że nie prowadzą akurat dyżuru całodobowego. - "Ostry dyżur" oznacza zwiększoną obsadę medyczną i gotowość - wyjaśnia Kamila Wiecińska, rzeczniczka "Biziela". - Trafiają tam pacjenci z obrażeniami wielonarządowymi, na przykład z wypadków. Z kolei jeśli podczas zwykłego dyżuru przyjdzie do nas pacjent, który wymaga pomocy, otrzyma ją.

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 5

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

z
z branży
Prawda jest taka, że co najmniej połowa pacjentów zgłaszających się na "ostre dyżury" nie powinna tam trafiać. Oto najczęstsze przypadki:
- trwające od miesiąca bóle brzucha czy krwawienie z dróg rodnych (pani przyszła sobie o 3 w nocy, "bo wtedy nie ma kolejek")
- skierowani od lekarzy rodzinnych z rozpoznaniem typu "uraz głowy 2 lata temu" (a skierowanie sprzed miesiąca)
- gówniarze, którzy dostali po pysku kilka dni temu, teraz wytrzeźwieli i stwierdzili po naradzie rodzinnej że trzebaby się przebadać
- poszkodowani w kolizjach drogowych, których po kilku dniach zaczynają "ciężko chorować" - najczęściej na odszkodowanie z OC sprawcy

Oczywiście nawet laik z kilometra widzi, że nie są to osoby w stanie "zagrożenia zdrowia lub życia" - dają temu dowód wszczynając awantury w poczekalni. Wszyscy to tzw. "świadomi pacjenci" podparci tezami NFZ że "szpital zawsze o każdej porze MUSI". To przez nich są te sztuczne kolejki i oni generują ogromne koszty w oddziałach ratunkowych.
Pozdrawiam!
P
Pacjent
Na służbę zdrowia trzeba być zdrowym, bo łeb boli od tego, co się tam wyprawia i jak czasami lekarze z z łaską przyjmują pacjentów
J
Johnny
czekałem kiedyś z kolegą na dyzurze, zresztą nie wiem nawet, czy to był dyzur, na oddziale ratunkowym w wojskowym szpitalu i byłem pod wrażeniem, jak sprawnie i z jakim profesjonalnym podejściem pracowali tamtejsi lekarze. Ze trzeba było chwilę poczekać... no cóż. Chyba nigdzie na świecie pacjenci nie maja zagwarantowanej pomocy natychmiastowej, nawet wtedy, kiedy nie ma zagrozenia zycia. No chyba, że ktos sobie prywatnie wykupi...
Z
Zdrowa
Na szczęście jestem zdrowa. Kiedys moja mama czekała na ostrym dyżurze kilka godzin ze złamana nogą. I - jasne - nie należała do pacjentów z zagrożeniem życia, tym bardziej, że był jeden pogryziony przez zwierzę z ranami szarpanymi i inny z rozcięta tętnicą udową. Ale gdyby wszystkie szpitale podzieliły sie pacjentami z nagłymi pzypadkami, to nie byłoby takich sytuacji.
j
jajco
W ostatnią niedzielę zawiozłem Mamę do szpitala wojskowego do okulisty. Nie przyjął stwierdzając, że jest sam i musi przygotowywać wypisy. Odesłał do Biziela, bo "... oni mają dzisiaj ostry dyżur."
W Bizielu wszystko poszło bardzo sprawnie.
NFZ wie, ale nic nie robi (nie rozśmieszajcie mnie info o wywieszeniu komunikatu na stronie www). Gdyb tak na podstawie takich zgłoszeń jak mój przypadek potrącał z kontraktów ze szpitalami w związku z łamaniem zasad, to od razu wszystko wóciłoby do normy. Apelować to moga do kolonistów na Helu, ale nie do pożal się boże menadżerów służby zdrowia.
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska