Ngannou podawał już wcześniej powód swojego fatalnego występu przeciwko AJ-owi, twierdząc, że zasypiał podczas rozgrzewki przed wejściem do ringu. W swym nowym wyznaniu znalazł i określił przyczyny tego, że był nieprzytomny. "Predator" uważa, że jego wczesne ściągnięcie go do hali było częścią sprytnej "sztuczki".
W programie MMA Hour wyjaśnił: - Słuchajcie walczyliśmy o 3 nad ranem. Myślę, że stało się tak, bo bardzo wcześnie ściągnęli mnie na arenę. Na przykład mój czas odbioru z hotelu to była 22:30, wtedy pojechałem do hali.
A potem, kiedy dotarliśmy na arenę, mówią nam, że jesteśmy umówieni na około 1:45 w nocy, Przyszli do szatni około 1 w nocy, a Joshua właśnie wtedy dopiero przyjechał. A ja na to: "OK, walczymy w tym samym czasie, jak to możliwe, że mam inny czas na gotowość?". Dostaliśmy harmonogram, e-mail, a potem z jakiegoś powodu byłem tam co najmniej godzinę wcześniej, ale do walki, co najmniej dwie godziny za wcześnie.
- Robią takie sztuczki, żeby cię zmęczyć. Pomyślałem sobie: "Bracie, wszystko w porządku". Nie wiedziałem, jakie to ważne, aż do dnia walki, kiedy musiałem tam dotrzeć dwie godziny wcześniej - zakończył Ngganou.
Kameruński wojownik zasugerował kilka godzin po wydarzeniu, że nie chce szukać wymówek, twierdząc, że wina spada całkowicie na jego barki. Podobnych niespodzianek nie było, kiedy zrobił duże wrażenie w swoim debiucie bokserskim, kładąc na deski Tysona Fury'ego, a potem przegrywając nie bez kontrowersji na punkty. Teraz jednak Ngannou znajduje się w całkiem innej rzeczywistości ponieważ stracił miejsce w pierwszej dziesiątce rankingu WBC wagi ciężkiej.
38-latek potwierdził jednak, że mimo ostatniej ciężkiej nocy wróci do boksu i może zmierzyć się z takimi rywalami jak Deontay Wilder czy Dillian Whyte.
Ngannou wcześniej zamierza priorytetowo potraktować swój powrót do MMA, gdzie jeszcze nie wychodził do oktagonu po podpisaniu nowej umowy z organizacją PFL. Jego następnym występem będzie walka z Renanem Ferreirą.
