Na zajęciach spotyka się ciężarna z ciężarną. Wymienia się doświadczeniami. Dodaje drugiej otuchy, podpowiada. Przebiera się w strój sportowy. Często wbija się w niego po raz pierwszy od czasu ostatnich zajęć z wychowania fizycznego. Pod okiem rehabilitantki, pani Iwony, chodzi na palcach dookoła rozłożonych na ziemi mat. Później na piętach. Jedna za drugą.
Jedna obok drugiej kładzie się na macie. Po kilku tygodniach systematycznych ćwiczeń widać postępy. Ciężarne są coraz cięższe, ale i... coraz sprawniejsze. Ich "popisy" na matach przypominają dobrze przygotowany układ choreograficzny. Potrafią coraz dłużej wstrzymywać oddech, podrzucać przeponą. Wszystko to przyda się już za kilka miesięcy, gdy z pierwszymi bólami trafią na porodówkę.
Ćwiczenia fizyczne to jednak nie wszystko. Kobiety uczą się relaksować. Mężczyźni uczą się im w tym pomagać. Wiedzą, jak je masować, by ulżyć im w bólu. Lekarze w serii wykładów przekazują słuchaczom wiedzę, która później przyda się obojgu młodym rodzicom.
Będą rodzić razem
Magda od początku chciała rodzić razem z mężem, Grzegorzem, chociaż ten nie był do końca przekonany. Uczestnictwo w zajęciach pozwoliło mu podjąć decyzję. Będą rodzić razem... na krześle porodowym. Ona z przodu, opiera się na siedzącym za nią Grzegorzu. Pod nią położna. - Myślę, że będzie łatwiej. Siła ciążenia kobiecie ponoć pomaga. Lekarze doradzają. Dziwię się, że tak mało kobiet się na to decyduje - mówi Magda. Szkoła dała im większą pewność siebie. Ona stała się odważniejsza. On dowiedział się, jak może jej pomóc. Już się nie boją. Są przygotowani. Teraz już tylko czekają, aż się zacznie.
O tym, czy Magda i Leszek Wodyńscy będą rodzić razem, zadecyduje jeszcze lekarz. Wszystko będzie zależało od tego, jak ostatecznie dziecko ułoży się w "brzuszku". Chcieliby rodzić razem. - Chyba, że będziesz musiał być w pracy - mówi Magda do męża, który mógłby długo mówić o zaletach Pałuckiej Szkoły Rodzenia. - Ta szkoła daje nam to, czego człowiek w takiej chwili szuka, poczucie spokoju. Gdy po cyklu zajęć kobieta pojawi się w porodówce, będzie wiedziała co robić. A ta wiedza daje spokój.
Świadomie i bezstresowo
Kobieta po zajęciach w szkole rodzenia rodzi świadomie. Wie, co to jest poród, czego się spodziewać i jak do niego podejść. Nie jest zaskoczona. - Kobieta, która przychodzi pierwszy raz na porodówkę, wszystkiego się lęka, jest wystraszona oświetleniem, sprzętem. To powoduje u niej stres, a stres hamuje i przedłuża nam poród. Kobieta po szkole świadomie zbliża się do mety, czyli finiszu porodu. Już przed ostateczną wizytą na porodówce zna lekarzy, rozmawia z położnymi, sale i sprzęt nie są jej obce - mówi doktor Wojciech Szczęsny, prowadzący wykłady w Pałuckiej Szkole Rodzenia.
Lekarze nie ukrywają, że najlepiej byłoby dla kobiet, by rodziły w swych domach, w swoich czterech, bardzo dobrze znanych ścianach. Póki co, jest to niemożliwe. - Trzeba więc sprawić, by atmosferę rodzinną w jak największym stopniu stworzyć w szpitalu. Po to więc jest mąż, który ma dodać jej otuchy, że jest z nią razem, że jest w rodzinie, że nie jest gdzieś wywieziona i wywleczona. Ulubionego mebla do szpitala nie można zabrać, można zabrać męża - dodaje Szczęsny.
Gdy dochodzi do porodu, wszyscy mężowie płaczą. - Jeszcze nie widziałem, żeby któryś łzy nie uronił. Nie tylko jednak mąż może uczestniczyć w porodzie. Nie każda kobieta ma od razu męża. Nie każdy też mąż chce być przy porodzie. Przychodzą matki, przychodzą siostry. - Lubię rodzić zwłaszcza z siostrami. Szybko się rozklejają. Ryczą już od połowy porodu. Zdarzają się matki z tak zwanym sporym doświadczeniem, matki ośmiorga dzieci, które doradzają lekarzom. - Na moje, to ona już nie urodzi. Carke trza robić - mówią. Lekarze traktują je wówczas z przymróżeniem oka. W tej chwili w szpitalu żnińskim co trzeci poród jest porodem rodzinnym.
Wystarczy dobra wola
Wiesław Ilnicki, ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego szpitala powiatowego w Żninie: - Niektórzy uważają, że jest to usługa ponadstandardowa, więc powinno się za nią płacić. Uważam, że tak nie powinno być. Za większość szkół rodzenia w województwie się płaci. U nas nie. Doszliśmy z dyrekcją szpitala do wniosku, że tego typu działalność nie powinna pociągać za sobą jakichkolwiek kosztów ze strony osób biorących udział w tych zajęciach. Koszty w sumie nie są aż tak duże. Jest to kwestia pomieszczenia, odrobiny sprzętu, przygotowanego personelu i odrobiny dobrej woli.
Pałucka Szkoła Rodzenia
Dariusz Nawrocki

Nie tak łatwo jest przewija sztywną lalkę. Jeszcze trudniej będzie z dzieckiem. Magdę Wojtas-Gnat poucza prowadząca szkołę rodzenia.
Poród można porównać do czterdziestokilometrowego marszu. Kobieta musi więc nauczyć się umiejętnie rozkładać siły. Musi zachować energię na sam finał. W tym pomaga jej Pałucka Szkoła Rodzenia.