https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pan Marian z Bydgoszczy miał trzech synów, nie ma żadnego. Żąda miesięcznie po 9 tysięcy złotych alimentów od byłej małżonki

Katarzyna Piojda
Marian z Bydgoszczy chce zapomnieć o przeszłości. - Ale najpierw muszę ją uporządkować - zaznacza. - Dla mnie ten etap życia się skończył. Właściwie życie też...
Marian z Bydgoszczy chce zapomnieć o przeszłości. - Ale najpierw muszę ją uporządkować - zaznacza. - Dla mnie ten etap życia się skończył. Właściwie życie też... Dariusz Bloch
- Po 45 latach dowiedziałem się, że najstarszy syn nie jest mój - mówi Marian. - Dwaj kolejni też nie są moi - dodaje bydgoszczanin.

Teresa i rok starszy od niej Marian znali się od lat, przecież byli sąsiadami. Mieszkali w jednej kamienicy w centrum Bydgoszczy. Drzwi w drzwi. Sąsiad zainteresował się sąsiadką. - Najpierw podobała mi się jej siostra, ale ja się jej nie spodobałem. Zacząłem spotykać się z Teresą - wspomina obecnie 65-latek. - Dziwna z nas była para, bo Teresa jest ode mnie o 6 centymetrów wyższa.

Dziwne jednak dopiero się zaczęło. Byli ze sobą półtora roku, gdy usłyszał od niej: - Jestem w ciąży.

Wtedy Marian akurat wrócił z delegacji. To było 45 lat temu. Ucieszył się, ale żenić się nie chciał. Zresztą: Teresa też nie chciała. Przyszła teściowa Mariana nalegała. - Jak byłem w wojsku, to przyjeżdżała nawet do mnie do jednostki tylko po to, żeby mnie namówić do ożenku z jej córką - przyznaje bydgoszczanin.

Więcej wiadomości z Bydgoszczy na www.pomorska.pl/bydgoszcz.

Od razu nie dał się przekonać. Pierworodny Robert miał pół roczku, gdy jego mama i tata się pobrali. W kościele ślubowali sobie miłość i wierność. - W tę jej wierność, jeszcze przed weselem, tylko raz zwątpiłem - opowiada mężczyzna. - Jak mały się urodził i go zobaczyłem po raz pierwszy, pomyślałem sobie: "jest taki niepodobny do mnie, że może to nie moje dziecko". Myśl mi przeleciała przez głowę i wyleciała tak szybko, jak wleciała.

Po ślubie zaczęło się w miarę normalne życie. U jego teściów mieszkali. On pracował na budowach. Ona - jako kaletnik albo sprzedawca. - Często zmieniała pracę - wspomina Marian. - Kłótnie bywały, jak to w małżeństwie. Czasem Teresa na kilka dni z domu znikała.

Albo na dłużej. Tak było choćby dwa lata po ślubie. Poroniła drugą ciążę. - Trafiła do szpitala, do domu jednak nie wróciła potem. Do swojej kuzynki pojechała. Tam mieszkała z naszym małym Robertem przez półtora roku. Ale wreszcie wróciła.

Teresa wróciła do męża, jak dostała przydział mieszkania z gminy. - Wyprowadziliśmy się od teściów. Znowu zamieszkaliśmy razem, tym razem w nowym, dwupokojowym mieszkaniu na Wyżynach - kontynuuje bydgoszczanin. - I ona znowu zaszła w ciążę. Był 1976 rok.
Urodził się Rafał. - Kolega mi kiedyś powiedział, że chłopiec w ogóle do mnie nie jest podobny - dodaje Marian. - Nie przejąłem się. Przecież starszy syn też nie jest.

Marian harował po 10 godzin dziennie, żeby rodzinie żyło się dobrze. Teresa też pracowała. - Nigdy nie byliśmy na wspólnych wakacjach. A na spacerze może parę razy. Żyliśmy pod jednym dachem, ale się mijaliśmy. Mnie cały dzień nie było w domu, bo siedziałem w robocie. Wracałem wieczorem, ona znikała. Wracała bardzo późno.

Mówiła na przykład, że idzie do koleżanki. Jednej. Drugiej. Trzeciej. - Nie wnikałem, gdzie lata. Po całym dniu chciałem tylko, jak każdy ojciec, pobawić się z synkami, wykąpać się i spać.

W 1985 roku po raz trzeci został ojcem. - Przypuszczałem, że Tomek nie jest mój - zaznacza Marian. - Zapytałem kiedyś Teresę, czy to mój syn. Milczała. Odpowiedź już znałem.

Potem małżonkom już zupełnie się nie układało. Ona coraz częściej znikała na parę dni. On coraz więcej pracował. I coraz częściej słyszał od znajomych, że jego żona przyprawia mu rogi. Machał ręką. Obojętne mu to już było.

Rok później Teresa i Marian się rozwiedli. Ona wniosła sprawę o rozwód. Miała już kogoś innego. Oficjalnie pokazywała się z nowym facetem. - Rozwód dostaliśmy bez orzekania o winie - wspomina Marian. - Jeszcze na sali sądowej powiedziałem, że Tomek nie jest moim synem. Nawet mówiłem, kto może być ojcem. Sędzia nie wzięła tego pod uwagę. Rozprawa się zakończyła. I zakończył się ten etap jego życia.

Dzieci, decyzją sądu, zostały z matką. - Sąd zasądził mi po 3 tysiące złotych (przed denominacją - przyp. red.) alimentów na każdego syna - mówi ojciec.
Ona w 1987 wyjechała z synami do Niemiec. Tam zostali. Ślad po nich zaginął. Telefony się urwały. Na początku Marian nie mógł sobie poradzić z rozłąką z dziećmi. Czasem płakał. Potem się przyzwyczaił.

Jest 2015 rok. Marian siedzi przede mną w redakcji. Skromnie, ale schludnie i elegancko ubrany. Mieszka w obskurnej kawalerce gminnej. Bez kuchni i z wychodkiem na zewnątrz. - Nasze wspólne dwupokojowe mieszkanie musiałem opuścić - wyjaśnia schorowany 65-latek.

Główną najemczynią była Teresa. Jej przecież od lat w kraju nie ma. - Przez te wszystkie lata ja płaciłem za mieszkanie. Chciałem zostać głównym najemcą. Administracja Domów Miejskich się nie zgodziła. To dlatego przestałem płacić.

Potem była przymusowa przeprowadzka. Właśnie do tej rudery. Marian nazywa je "krematorium". Miesięczny dochód mężczyzny to 529 złotych zasiłku wypłacanego przez opiekę społeczną. - A jakieś 30 lat temu zarabiałem podwójną normalną pensję. Kto mnie, inwalidę, przyjmie w tym wieku do pracy? - zastanawia się głośno 65-latek. Ale siłę do walki ma. Właśnie teraz.

- Okazało się, że ani jeden syn nie jest mój - mówi Marian. - Wyszło na jaw, że w ogóle nie mogę mieć dzieci. Nigdy nie mogłem. To potwierdzone.
- Żaden nie jest mój - wzdycha. - Przez 45 lat Teresa okłamywała mnie.

Najpierw wyszło na jaw, że u najmłodszego, dzisiaj 30-letniego Tomasza, nie płynie krew Mariana. Trzeciemu synowi sądownie zmieniono nazwisko. Już nie ma tego, które nosi Marian. 65-latek po tym, jak poznał prawdę, skierował sprawę do prokuratury. Dostał lakoniczną odpowiedź: "Brak jest interesu społecznego do podjęcia działań przez prokuraturę. Wszystkie Pana dzieci są pełnoletnie i mieszkają poza granicami Polski".

- Fakt, mieszkają od 28 lat i tak długo ich nie widziałem, ale chcę te sprawy uporządkować. Właśnie złożył w bydgoskim sądzie rodzinnym pozew o ustalenie ojcostwa i odszkodowanie. Nie zna adresu byłej małżonki. Kobieta podobno nadal mieszka w Niemczech. Na pozwie podał ostatni jej adres, jaki zna.
- Niech sąd albo policja ją odszukają. Ja nie mam takiej możliwości, nawet nie wiem, gdzie jej dalsza rodzina w Bydgoszczy mieszka.

Żąda miesięcznie po 9 tysięcy złotych alimentów od byłej małżonki za to, co mu zrobiła. - To kwota, jaką przed laty miałem zasądzoną jako alimenty na dzieci - mówi Marian. - Tyle że po denominacji.

To nie wszystko. - Domagam się też jednorazowo 500 tysięcy złotych odszkodowania od sędziny, która wmówiła mi trzecie dziecko - zaznacza dalej bydgoszczanin.

Pierwsza rozprawa powinna odbyć się jeszcze w tym półroczu. Co Marian powie byłej żonie, gdy zobaczy ją na sali sądowej? - Nic. Nie ma takiego wyrażenia, które mogłoby określić, w jakim stanie się znajduję - kończy Marian.

Czytaj e-wydanie »

Komentarze 31

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

a
adin

" To Pomorska czy Super Ekspres?"
Toć to jedno i to samo, jeśli chodzi o poziom :D

 

M
Malwina

Wyrzuciłabym tę pseudodziennikarzynę na zbity pysk za ten tak zwany artykuł, chora potrzeba wchodzenia z butami do cudzych łóżek w podejrzanych celach chyba z braku własnego życia intymnego, nie ma własnych doświadczeń to karmi się cudzymi brudami, tym tylko żyje i leczy kompleksy, stronnicza i kłamliwa, dziennikarskie bagienko szukające sensacji na siłę. To Pomorska czy Super Ekspres?

G
Gość

dziennikarka próbuje zmanipulować opinię publiczną tym artykułem, jeśli pan Marian znęcał się nad rodziną z kata robi ofiarę, ofiarę wystawia na lincz gawiedzi zastanawiam się jaki ma w tym interes?

G
Gość

autorka tego tekstu chyba nie do końca zachowała się profesjonalnie, na tej zasadzie każdy może przyjść do redakcji w znoszonym ale schludnym ubranku wzbudzić litość i zaufanie i zarzucić historią wyssaną z palca albo po prostu bardzo stronniczą a pani Katarzyna chyba powinna być bardziej obiektywna? I temat na pierwszą stronę jest.

P
PIOTR

LUDZIE!!!!! JAK WY ŁATWO DAJECIE SOBIE WMÓWIĆ BZDURY!!! TO MANIPULACJA, ŚCIEMA! TEN CZŁOWIEK CAŁYM ZYCIEM ZAPRACOWAŁ SOBIE NA TO WSZYSTKO, Z ALKOHOLEM TEŻ MIAŁ NA BAKIER. BYŁ TYRANEM DLA SWOJEJ RODZINY, ZAWSZE MÓWIŁ O NICH ŹLE I ŹLE ICH TRAKTOWAŁ. TERAZ WALCZY NA STAROŚĆ ZE WSZYSTKIMI INSTYTUCJAMI UM, SĄDAMI, MOPSEM, ADM. ON JEST CHORY, ALE NIE CHCE SIĘ LECZYĆ.

g
gosc

Tak chociaż w tym przypadku, chciałbym ażeby było tak jak u muslimów, zakopać po szyję w ziemi i ukamienować! do tego dobierać małę kamyczki żeby jak najdłużej się męczyła! 

a
anastazja

bzdura,kłamstwa,czy to jakaś przyjaciółka tego byłego alkoholika pisze stale te bzdury

A
Agnieszka

he,he raz trafiło się odwrotnie i proszę jakie oburzenie niektórych, ile kobiet znosi latami poniżenie związane ze zdradami partnerów aby utrzymać rodzinę w całości i wychować dzieci, mężowie mają kochanki, ( czasem nawet kochanków!)),  drugie ,,żony,, , dzieci na boku...ciekawe co muzułmanie na to? 

G
Gość

moim zdaniem temu panu było tak wygodnie po prostu, teraz się obudził jak nie ma za co żyć, oczywiście, że zdrada często kończy małżeństwo i słusznie, jestem za, niezależnie czy zdradza mąż czy żona ale nie kończy więzi z dziećmi, czy ten pan starał się utrzymywać kontakty z synami po rozwodzie? A może synowie zrobili wszystko, żeby te kontakty zerwać bo mieli dość ojca. Gdyby był naprawdę ojcem swoich synów, nawet jeśli zostali spłodzeni przez innego dawcę nie zerwali by oni ot tak kontaktów z ojcem bo rozwiódł się z matką. Coś tu nie gra. 

K
Koras
Szansa na wygraną w polskim systemie prawnym w tym przypadku jest bliska zeru. Szkoda czasu i energii. Nikt nie będzie zawracal sobie głowy poszukiwaniami pozwanej w procesie cywilnym. Wskazanie jej miejsca pobytu należy do powoda. Sądu ani tym bardziej prokuratora to nie interesuje.
G
Gość

Muzulmanie wiedza jak postepowac z kobietami w takich przypadkach

G
Grana
W dniu 18.04.2015 o 14:01, Agnieszka napisał:

a ja myślałam, że rodzicielstwo to coś więcej niż ustalanie czy to mój plemnik czy cudzy, ile kobiet i mężczyzn kocha i wychowuje dzieci adoptowane, z zapłodnienia in vitro, urodzone przez matki zastępcze, nie oczekują odszkodowań tylko cieszą się, że mają rodziny. Tym bardziej, ze ten pan jest bezpłodny. Dlaczego synowie tego pana nie utrzymują z nim kontaktu? nie zajmują się ojcem, nie pomagają mu? Przecież pomijając wpływ cudzego nasienia to on ich wychowywał i jak sądzę obdarzał ojcowską miłością? Ojcostwo to nie moment zapłodnienia tylko wszystko co następuje potem.  Może tylko udawał męża i ojca przez wszystkie te lata i było mu tak wygodnie? A z jakiego powodu wie tylko on sam...

 

Dobrze powiedziane!

G
Gunxx

@bby twoim zdaniem zdrada jest dobra? jakby twój chłopak miał dziecko z inną to "cieszyłabyś się że masz rodzinę"?

G
Gość
Znam tego Pana.Nie powinien udac sie do gazety czy Sadu ale na Stawowa do specjalisty.Gwarantuje Wam.
A
Agnieszka

gdyby pan Marian wniósł sprawę o zaprzeczenie ojcostwa nie mógłby dziś ubiegać się o swoje odszkodowanie czyli historia o tym jak zjeść ciastko i mieć ciastko

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska