Zobacz wideo: Wyższe świadczenie 500 plus? PiS chce zmian.
Tego dnia, 17 września 2020 roku, pan Tomek nigdy nie zapomni. Obudził się w nocy, żony obok w łóżku nie było. W mieszkaniu też jej nie zobaczył. Dopiero na balkonie. Leżała na podłodze. Próbował ją reanimować, ale się nie udało. Został sam z gromadką dzieci. Gdy panią Agnieszkę pochowano, najstarszy syn, Tomek, miał 3 latka, Kacper – 2, Oscar – rok, a najmłodsza, Amelka – niecały miesiąc.
Nieznana przyczyna zgonu pani Agnieszki
Do teraz nie wiadomo dokładnie, co było przyczyną zgonu ich mamy. - Kompletujemy z prawnikiem dokumentację. Naszym zdaniem, zawinili lekarze – uważa pan Tomasz. - Żona wcześniej przeszła zabieg tracheotomii, żeby udrożnić drogi oddechowe. Po urodzeniu córki, żona z rurką w szyi wróciła do domu. Tyle, że bez aparatury do odsysania. Ten brak odpowiedniego sprzętu mógł przyczynić się do tragedii, gdyż rurka mogła się zatkać. Przecież gdy żona była już z malutką w domu, 2 razy wzywałem pogotowie, ponieważ nie mogła oddychać.
W ciągu pół roku życie wdowca i czworga dzieci bardzo się zmieniło. Nocne wstawanie do maluchów, ich ząbkowanie, wspólne gotowanie, spacery na dwa wózki, wygłupianie się czy oglądanie bajek stało się codziennością. Chłopcy szaleją, a siostra (już sama potrafi siedzieć) im się przygląda.
Pan Tomek mówi: - Przedtem byłem w firmie od rana do wieczora. Agnieszka zajmowała się małymi i domem. Po jej stracie musiałem zrezygnować z pracy zawodowej: zawiesiłem działalność firmy, którą prowadziłem, aby zająć się maluchami. Odczułem to finansowo, bo nie zarabiam, ale radzimy sobie. Staram się o rentę dla dzieci po Agnieszce.
Życie wdowca powoli wraca do normy
- Najstarszy syn chodzi do przedszkola, a dwaj młodsi do żłobka – opowiada tata. - Amelka ma 7 miesięcy i zostaje ze mną w domu, gdy synowie są w przedszkolu i żłobku. Na 3 godziny dziennie przychodzi pani opiekunka z ośrodka pomocy społecznej. Rano pomaga mi przyszykować chłopców. Zostaje z Amelką, gdy ja ich odprowadzam do przedszkola i żłobka. Po południu, gdy idę ich odebrać, pani z opieki przychodzi do nas ponownie, aby na tę chwilę znów zająć się moją córką.
Rodzina nadal mieszka w wynajmowanym mieszkaniu, ale to się wkrótce ma zmienić. - Koszt wynajmu urósł do 2800 złotych. Dzięki interwencji miasta, komisja mieszkaniowa zadziałała w trybie przyspieszonym. Orzekła, że dostaniemy lokal z zasobów gminy. Czekamy na przydział. Przedstawiono mi dwie oferty. Pierwszą odrzuciłem, bo to były 2 pokoje, za ciasne dla nas. Drugą ofertę chciałem przyjąć, lecz w międzyczasie okazało się, że ktoś inny zarezerwował to mieszkanie. Jeszcze w marcu mam nadzieję otrzymać kolejną propozycję mieszkania.
Oczekiwana zmiana mieszkania
Pan Tomasz zadeklarował, że zgodzi się przyjąć mieszkanie, nadające się do remontu.
- Pieniądze na doprowadzenie lokalu do zamieszkania będę miał ze zbiórki, którą jesienią, krótko po śmierci Agnieszki, internauci przeprowadzili dla mojej rodziny - wyjaśnia mężczyzna. - Ponad 1300 osób wzięło w niej udział. W sumie na koncie pojawiło się 65.000 zł. Na razie nie mam do nich dostępu. Część pieniędzy przeznaczę na pokrycie bieżących wydatków związanych z wynajmem, ale resztę wydałbym właśnie na remont naszego nowego mieszkania. Marzy nam się 3-pokojowe. Chłopcy zajęliby jeden pokój, córka druga, a ja trzeci.
Pan Tomasz przyznaje, że załamałby się, gdyby nie dzieci i dobrzy ludzie wokół. Krótko po śmierci żony, gdy opisaliśmy historię wdowca i dzieci, internauci ruszyli z pomocą. Przysyłali m.in. ubrania dla brzdąców i zabawki.
- Teraz dwie panie sąsiadki regularnie pomagają nam po śmierci Agnieszki – dodaje mężczyzna. - Mieszkańcy naszego bloku wykonali piękny gest. Złożyli się i kupili nam suszarkę do ubrań. Przy czwórce małych dzieci i wiecznym praniu to sprzęt-cud.
Następnym cudem będzie mieszkanie od gminy.
