PAWEŁ JAGUSZ (38 l.)
PAWEŁ JAGUSZ (38 l.)
Zdobył m.in. mistrzostwo Europy w filipińskiej sztuce walki eskrima doce pares. Jest posiadaczem trzech czarnych pasów (w trzech stylach) w eskrimie oraz brązowego - w karate. Wychowankowie Jagusza zdobyli cztery mistrzostwa Europy oraz tytuł mistrza świata. Jagusz znany jest również ze swoich pasji teatralnych. Prowadził obsypywane nagrodami grupy teatralne - Zespół Korsakowa z Brodnicy, a także Teatr Milczy z Jabłonowa. Z zawodu jest katechetą, ukończył Akademię Teologii Katolickiej w Warszawie, wcześniej przez cztery lata studiował w seminarium duchownym salezjanów. Jest żonaty, ma córkę.
- Nie mogłem uwierzyć, gdy usłyszałem o twojej emigracji...
- Bo to nie była łatwa decyzja.
- To już postanowione?
- Musiałby się zdarzyć cud, dotknięcie czarodziejską różdżką, żebym zmienił zdanie. W tym roku wziąłem urlop, który przysługuje nauczycielom raz na kilka lat. Miałem wreszcie czas, żeby poukładać sobie pewne sprawy w głowie i spokojnie pomyśleć. I podjąłem decyzję - emigruję, sorry.
- We wrześniu wróciłeś ze swoją ekipą z mistrzostw świata. Przywieźliście pięć medali, twój wychowanek z Brodnicy zdobył złoto.
- Minister obrony narodowej Malezji ocenił, że byliśmy najlepiej przygotowaną ekipą narodową, mogliśmy przywieźć więcej złotych medali, ale mieliśmy trochę pechowych zdarzeń, poza tym nie wszystkie decyzje sędziów uważamy za obiektywne. Ale i tak było nieźle.
- To może warto jeszcze raz przemyśleć swoją decyzję?
- Myślałem o tym tysiąc razy. I - niestety - wniosek zawsze był ten sam. Nie mam już siły.
- Chodzi o pieniądze?
- Głupio mi o tym mówić, bo zabieganie o forsę nigdy nie było moim celem. Żyłem w sferze idei - religijnych, artystycznych, sportowych. Poświęcałem się temu w całości, ale trudno tak żyć, gdy człowiek zbliża się do czterdziestki, a ciągle żyje na pożyczkach. Połączenie pasji ze spokojnym życiem okazało się nierealne.
- Bez przesady, pracowałeś na półtora etatu.
- W porywach nawet na dwóch. No i dostawałem 1,9 tys. zł. Gdy odjąłem od tego koszty dojazdów, zostawało 1300. A dojeżdżać musiałem, bo w Jabłonowie i w okolicach nie było dla mnie roboty
- Dlaczego?
- Jestem z zawodu katechetą. Być może nie wszystkim podobały się moje poglądy na sprawy kościelne.
- Jakie?
- W moim Kościele na pierwszym miejscu jest Chrystus. Nie mogę pogodzić się z Kościołem upolitycznionym, a działalność o. Rydzyka uważam za hańbę dla Kościoła. Nie ukrywałem, zawsze mówiłem wprost. W Jabłonowie takie poglądy niektórych raziły, w Brodnicy je tolerowano. Może dobrze się stało, bo w Brodnicy mogłem wraz z młodymi ludźmi zajmować się teatrem. To była świetna rzecz, niestety całymi dniami byłem poza domem, córki praktycznie nie widywałem, tym bardziej że wydarzenia teatralne działy się często w weekendy.
- Były wybory, coś się w Polsce zmieniło...
- Wiem i cieszy mnie to. Sam zresztą pomagałem w kampanii Tomka Lenza, ale zmiany nie pojawią się szybko. A ja nie chcę już czekać, chciałbym zaznać trochę spokojnego życia, marzę o drugim dziecku, któremu będę mógł poświęcić więcej czasu. To jest scenariusz, którego nie jestem w stanie zrealizować w Polsce.
- Wróćmy do pieniędzy. Masz pracującą żonę, stałe dochody. Są ludzie, którzy mają większe problemy.
- Wiem o tym. Ale ja nie chcę porównywać się ani z tymi, którzy mają gorzej, ani z tymi, którym wiedzie się lepiej. Pochodzę z biednej rodziny. Wiem, co oznacza niedostatek. Może dlatego, chciałbym ofiarować córce, zanim opuści dom, kilka lat spokojnego życia. Życia w obecności ojca. W ciągu ostatnich kilku lat wakacje spędzałem dorabiając sobie jako robotnik w Norwegii, więc wakacji wspólnych w praktyce nie mieliśmy. Ale to był jedyny sposób na spłacanie pożyczek. Jak długo tak można żyć? Marzy mi się, żeby któregoś roku zapakować wszystkich i pojechać na rodzinne rekolekcje. Ale na to wszystko potrzebne są pieniądze. Zrozum, ja nie cierpiałem gadać o pieniądzach, szukanie sponsorów na wyjazdy sportowe było dla mnie zmorą, więc to, że teraz kwestie finansowe mają zadecydować o mojej przyszłości traktuję jako życiową porażkę.
- Co będziesz robił w Norwegii?
- Na początku będę pracował jako robotnik. Nie wstydzę się tego, mam dwie sprawne ręce, pracowałem już przy remontach. Gdy trochę zarobię, ściągnę żonę i córkę, a później mamę. Być może, gdy już nauczę się języka, możliwy będzie powrót do sportu, bo do teatru zapewne nie.
- Czego będzie ci brakowało najbardziej?
- Współpracy z młodymi ludźmi. Świetnie się z nimi dogaduję, czerpię od nich mnóstwo energii. Trudno będzie sobie bez tego poradzić. Ale z drugiej strony sporo moich wychowanków rozjechało się już po świecie. I teraz ja podążam ich śladem.
Rozmawiał ADAM WILLMA
[email protected]