Kadrowe o pracownikach wiedzą wszystko. - Ponad 16 procent dzisiejszej załogi to osoby powyżej 50. roku życia - mówi Hanna Dąbrowska, kierownik działu personalnego PESA. Tu zawsze było tak, że ojciec przyprowadzał do pracy syna i zapewniał, że dopilnuje, żeby nie przyniósł wstydu firmie i rodzinie.
O pracy w zakładzie opowiedzieli: Dorota Wojaczyńska, Barbara Przybylska, Janusz Wesołek i Piotr Mamet. No i prezes Tomasz Zaboklicki. Wszyscy w wieku „50 plus”.
W rodzinnym gronie
Tata Janusza Wesołka - Kazimierz - przepracował 45 lat w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Bydgoszczy. Janusz - z kilkuletnią przerwą - 35 lat. Zaczynał w 1974 roku w przyzakładowej szkole jako tokarz. Pracowała tu jego siostra Elżbieta i brat Zenon. Oboje już na emeryturze.
- Lepiej powiedz, kto tu nie pracował, będzie szybciej - żartuje Dorota Wojaczyńska
- A siostrzeniec, siostrzenica? - przypominają koleżanki. Uśmiecha się, potakuje. Wspomina, że najpierw trafił tu jego brat, a on za nim. Miał wtedy 17 lat.
- Bo kto miał w głowie olej...? - zaczynam stare przysłowie.
-... ten poszedł na kolej! - kończą chóralnie.
- Gazownia, elektrownia i kolej zawsze cieszyły się dużym wzięciem - dorzuca Dorota. Wraz z Barbarą Przybylską wytykają, że rozmowa z kobietami o wieku „50 plus”, to może niekoniecznie, bo tu nikt nikomu nie patrzy w metrykę. Liczą się umiejętności.
Barbara Przybylska trafiła tu z nakielskiego Polamu. Musiała daleko dojeżdżać, atmosfera się psuła, postanowiła zmienić pracę. - Tu szukali chętn
ych do zarządzania jakością. Miałam doświadczenie, wiedzę. Zostałam przyjęta.
Dorota Wojaczyńska zaczynała w kwietniu 2001 roku jeszcze w ZNTK, który - po kilku miesiącach - w sierpniu przekształcił się w Pojazdy szynowe PESA. Przyszła z nieistniejących już dziś Zakładów Rowerowych Romet w Bydgoszczy. Żartuje, że rodziny zatrudnionej tu nie ma, ale dorastają córki, jedna kończy inżynierskie studia. To kto wie?
Piotr Mamet pracuje w PESA najkrócej z nich. - W 2005 roku zostawiłem podupadający ZNTK w Poznaniu i przeniosłem się do Bydgoszczy. Miałem kwalifikacje, odpowiada mi charakter pracy. To nic, że dalej od rodziny. Zakład pomógł, pracuje tu również mój syn.
- Wtedy, w 2005 roku pierwsze, co mnie tu zadziwiło i zaskoczyło to ruch. I tak mniejszy niż dziś, ale w Poznaniu był kompletny marazm, a tu było widać, że firma żyje - dzieli się spostrzeżeniami Piotr Mamet.
- W czasach ZNTK remontowaliśmy węglarki i lokomotywy - wspomina Janusz Wesołek. - Odchodziłem stąd rok przed głębokim kryzysem. Nie było lekko. Ludzie musieli przechodzić na połówki etatów, zarabiali niewielkie pieniądze, a firmy prywatne wtedy kwitły. Spółki powstawały jak grzyby po deszczu. I po dziewięciu latach poza firmą - wróciłem tu w grudniu 2000 roku. Wtedy była duża fala przyjęć.
- Do dziś z tamtej grupy przyjętych pracuje jeszcze około stu osób - przypomina Gabriela Osińska (”50 minus”) zastępca kierownika działu personalnego. Zaczęła tu pracować w 1983 roku.
Michał Żurowski (”50 minus”), rzecznik prasowy PESA. - Przy takich okazjach prezes przypomina, że w tamtych czasach myślał o produkcji w perspektywie tygodnia, bo nie było dłuższych planów. Obowiązywała kategoria: jeszcze jeden dzień, tydzień pracy.
Później ZNTK przekształcił się w PESA. Wreszcie - po latach remontowania i naprawiania starych lokomotyw i wagonów - zakład zaczął produkować własny sprzęt. Wszyscy doskonale pamiętają atmosferę towarzyszącą budowie pierwszego autobusu szynowego. - Kolej była szaro-bura, a u nas powstawał autobus w pięknym odcieniu jasnej zieleni - wspomina Gabriela Osińska.
- Wszyscy przychodzi go oglądać - wtrąca Janusz Wesołek.
- Także z wydziałów pozaprodukcyjnych - dodają panie. - A jak stanął gotowy na dworcu Bydgoszcz Główna, to nie było rodziny, która nie chciałaby go zobaczyć!
Z dumą oglądali go również emeryci, którzy zawsze są ciekawi, co nowego w firmie. Co i dla kogo właśnie budują? Działka Janusza Wesołka sąsiaduje z działkami byłych pracowników. - Każdy pyta o zakład. Ludzie są nadal ciekawi nowości.
Atmosfera pracy twórczej
Zapewniają, że w takim zakładzie dobrze się pracuje. Dorota Wojaczyńska: - Końcówka Rometu była straszna. Zero produkcji. Kasowanie starej dokumentacji. Przychodziliśmy do pracy i zastanawialiśmy się, co dziś będziemy niszczyć? Przy czymś takim siada psychika. Tu bywa, że jest pracy na dwa etaty, ale chce się robić.
Wszyscy przypominają niedawny upadek ZNTK w Łapach. Współczuli tamtym i dziękowali, że nie są na ich miejscu. A mogliby.
- Od początku szukaliśmy różnych rynków, nie chcieliśmy uzależnić się tylko od polskich kolei - przypomina Michał Żurowski.
Prezes Tomasz Zaboklicki porównuje firmę do stołu z wieloma nogami. - Każda z nich to kolejne zamówienie. Co z tego, że wygraliśmy przetargi na tramwaje w Gdańsku i Warszawie, jak cały czas trzeba myśleć o kolejnych zamówieniach!
Barbara Przybylska: - Moja poprzednia firma z Nakła była monopolistą w produkcji wtyczek elektrycznych. Rolnicy ustawiali się po nie w długich kolejkach. Aż nagle okazało się, że tu i tam wyrosła konkurencja, a zaistniałe zmiany w firmie nie poszły w dobrym kierunku.
Dalekowzroczność szefów dzisiejszej PESA polegała na tym, że w czasach, gdy byli w NFI, firma-„krzak” chciała wykupić ich za grosze, zlikwidować i sprzedać grunty pod kolejny supermarket. Gdyby tak się stało, już dawno byłoby po nich. Zaryzykowali i postrzegani są jako firma, która na niełatwym rynku kolejowym odnosi sukcesy.
Nie za późno na naukę
Janusz Wesołek przyznaje się, że - nie patrząc na wiek - w ubiegłym roku zrobił licencjat i nadal studiuje.
- Mogę mówić dzieciom: bierzcie przykład z taty - uśmiecha się „student” Janusz Wesołek.
- Firma , poza szkoleniami podnoszącymi zdobyte już kwalifikacje i studiami podyplomowymi daje nam i takie możliwości - podkreśla Dorota Wojaczyńska.
- Pracownicy sami pytają kierowników, czy mogą skorzystać ze szkoleń - mówi Gabriela Osińska. - Jeśli nie w tym roku, to w następnym, ale chcą się uczyć
- Tu nikt nie patrzy na pracownika w kategoriach: stary - młody, mężczyzna czy kobieta. Najważniejsze są umiejętności - dodaje Michał Żurowski. Zastrzegają, że do emerytury im się nie spieszy. Dodają, że w zakładzie szanuje się pracę nie tylko starszych pracowników. Na niektórych stanowiskach kierowniczych pracują również 30-latkowie, a stanowisko głównego spawalnika w firmie zajmuje kobieta. Co przeczy wszelkim stereotypom!
Kadrowa: - Mamy w zakładzie osoby z uprawnieniami emerytalnymi, a dalej chcą pracować. I pracują! Przypominają, że w tym roku z 2,5-tysięcznej załogi zwolnienia dotknęły dziesięciu procent pracowników.
- Jeśli deklarowali, że chcą do nas wrócić, to w przypadku rekrutacji w danej grupie zawodowej będą przyjmowani w pierwszej kolejności - mówi kadrowa.
