Zakład Pielęgnacyjno-Opiekuńczy działa od lutego 2000 roku. Przeznaczony jest dla pacjentów przewlekle chorych, którzy zakończyli intensywne leczenie i rehabilitację, ale wymagają całodobowej opieki pielęgnacyjno-opiekuńczej. - Zajmujemy się chorymi z ograniczoną zdolnością do samodzielnego poruszania się, niezdolnych do samoopieki, którzy jednocześnie nie kwalifikują się do hospitalizacji i aktywnej rehabilitacji ale wymagają stałej, profesjonalnej pielęgnacji, kontynuacji leczenia farmakologicznego i dietetycznego oraz posiadają przeciwwskazania do samotnego pozostawania w domach - mówi Grażyna Śmiarowska, dyrektorka zakładu.
Zakład urządzono w byłym żłobku przy ul. Ligi Polskiej. Wprawdzie zmodernizowano go tak, że jest przystosowany dla potrzeb osób chorych i niepełnosprawnych, ale i tak brakuje miejsca. - Zabrakło nam pomieszczeń na rehabilitację, zaplecze terapeutyczne i socjalne - braki wymienia dyrektorka. Najważniejsze, że udało się z dużym gustem urządzić dwa oddziały całodobowego pobytu sędziwych pacjentów i jeden dziennego. Łącznie całodobową opiekę można objąć 31 osób, tyle bowiem zmieściło się łóżek . Na dziennym oddziale opiekę znajduje maksymalnie 25 osób. Najstarszą obecnie podopieczną jest 102 - letnia torunianka.
Okazuje się, że ta liczba miejsc pielęgnacyjnych jest niewystarczająca dla torunian. - Zakłady opieki długoterminowej są w wielu państwach jedną z podstawowych form opieki zdrowotnej. W krajach zachodniej i północnej Europy liczba łóżek pielęgnacyjno-opiekuńczych przypadających na 10 tys. mieszkańców wynosi 101 w Danii, 56 w Holandii, 51 w Niemczech i 37 w Francji - mówi dyrektorka Śmiarowska. Tymczasem dla Polski przyjmuje się wskaźnik 10 miejsc. Toruń, w którym mieszka ponad 200 tys. ludzi, dysponuje zaledwie 37 miejscami. Oznacza to, że na jedno łóżko przypada ponad 5400 mieszkańców, czyli pięć razy mniej niż przewiduje polski wskaźnik.
- Zwiększenie liczby miejsc w naszym zakładzie jest potrzebne z uwagi na zwiększające się zapotrzebowanie na tego rodzaju usługi. Także rachunek ekonomiczny nakazuje, by naszą placówkę zwiększyć do 55 łóżek, by mógł powstać kolejny dzienny oddział z 25 miejscami - przekonuje dyrektorka. Okazuje się bowiem, że dopiero przy tak rozbudowanym liczbowo zakładzie łatwiej jest powiązać koniec z końcem.
Z jakimi schorzeniami trafiają pacjenci do zakładu? - Ze schorzeniami neurologicznymi, po przebytym udarze mózgu, z niedowładami, porażeniami, ze stwardnieniem rozsianym, uszkodzonym kręgosłupem, chorobami otępiennymi, po skomplikowanych złamaniach, urazach, z odleżynami... - wymienia Jolanta Marszalewska, siostra oddziałowa. Niestety, z braku miejsca nie ma sal jednoosobowych. Pacjenci mieszkają po kilkoro w jednej sali. - Ma to jedynie tę zaletę, że pacjenci mogą obserwować codzienne życie domu. Nie czują się wyizolowani - przekonuje oddziałowa.
W jaki sposób można powiększyć istniejący zakład? W ocenie dyrektorki Śmiarowskiej nie trzeba budować w Toruniu nowego obiektu, wystarczy dobudować pawilon do istniejącego. Tak duże miasto, jakim jest Toruń, chyba stać na taka inwestycję.
