Może dzieje się tak dlatego, że z każdej strony atakują nas reklamy środków medycznych? A może po prostu uwielbiamy się sami leczyć i wierzymy w siłę cudownych środków.
Chcemy być szczupli, piękni i zdrowi. Kupujemy więc preparaty na otyłość, na bóle, na pamięć, na lepsze samopoczucie, na grypę, na śliczne paznokcie i błyszczące włosy. - Wystarczy reklama, najlepiej z kimś znanym w roli głównej, a już mamy klientów pytających o nowy środek - mówią aptekarze. Bo kto by nie uwierzył znanym aktorom czy sportowcom, którzy tak sugestywnie zachwalają różne specyfiki?
Ostrożnie z ciałem
Coraz więcej osób próbuje po domowemu leczyć nawet poważne choroby. Jedną z nich jest reumatoidalne zapalenie stawów. Schemat spowalniania objawów choroby, czyli leczenia nie jest przyjazny dla pacjenta. Trzeba łykać sterydy i co tydzień zażywać cytostatyki. Wielu chorych kombinuje więc, jak uniknąć takiej terapii. Wierzą reklamom zachwalającym środki na bóle stawów. I te w żelach do smarowania i te w pastylkach. Niektórzy naprawdę czują się po nich lepiej. Tyle tylko, że substancji czynnych w tych środkach jest o wiele mniej niż w prawdziwym lekarstwie. Reumatolodzy mogą tylko przestrzegać, że chorób stawów nie powinniśmy leczyć sami. Potrzebny jest nadzór medyczny, kontrola wyników, rehabilitacja.
Co bardziej zdeterminowani pacjenci mogą zażywać kilka specyfików naraz i poważnie sobie zaszkodzić. Nawet mimo tego, że na wielu opakowaniach czytamy, iż są to jedynie suplementy diety. Więc uwaga! Jeśli kupujemy Arthro Stop, Odnowit, Litozin, Zinaxin - musimy wiedzieć, że nie są to lekarstwa rejestrowane w Ministerstwie Zdrowia, tylko suplementy diety właśnie. Co ciekawe jako suplementy są też sprzedawane niektóre... krople do oczu.
Drogie oranżadki
Najwięcej środków nazywanych suplementami diety i dietetycznymi środkami spożywczymi jest wśród produktów zachwalanych jako "witaminy". O rynek tych specyfików trwa walka między producentami. Co rusz słyszymy o tym, jak źle na nas wpływa brak czegoś tam w organizmie. Jak temu zaradzić? Ano trzeba kupować odpowiednie paraleki. Tymczasem leczniczą dawkę na przykład witaminy C ma tylko niewiele produktów, reszta zawiera jej śladowe ilości. I wtedy nazywane są suplementami diety.
Dlaczego na rynku medycznym jest tak wiele suplementów? Jeśli specyfik ma mniej niż 100 miligramów witaminy C czy innych składników czynnych, preparatu nie trzeba rejestrować. A procedura dopuszczenia na rynek jest bardzo długa i kosztowana. Producenci wolą oszczędzić i nazywać specyfik suplementem. - Firma produkująca Capivit A plus E zarejestrowała go jako lek, jednak gdy wypuściła na rynek Capivit Piękne Włosy, załatwiła tylko pozwolenie na obrót tym środkiem. Jest w nim mniej witaminy E. To wystarczyło, by nie nazywać go lekiem - mówi Piotr Chwiałkowski, prezes Bydgoskiej Izby Aptekarskiej.
Jeśli lek nie jest rejestrowany przez Ministerstwo Zdrowia, nie ma pewności czy działa - nikt bowiem nie bada jego skuteczności!
Kupujemy więc rozpuszczalne witaminy - bo nam w reklamach mówią, że lepiej się wchłaniają, a tak naprawdę płacimy za napój musujący z niewielkim dodatkiem jakichś składników. Tymczasem wystarczy, by nasza dieta była zbilansowana, aby dostarczyć organizmowi odpowiedniej dawki każdej z witamin i soli mineralnych.
Z bólem w kiosku
Co przeciętny Polak robi, gdy boli go głowa? Idzie po tabletki do sklepu za rogiem. Jakie wybierze? Może ten co pomógł Goździkowej, a może taki, który zachwala sąsiadka z bloku. Ma grypę? Też najpierw spróbuje się leczyć sam.
Lekarze jednak przestrzegają przed tabletkami kupowanymi w kiosku. Nie tylko dlatego, że jak coś boli, to trzeba to wyleczyć, a nie futrować się proszkami. Leki tracą swoje właściwości, gdy są przechowywane w nieodpowiednich warunkach. Na przykład w nagrzanej słońcem budce z gazetami. Kupujemy więc nie działające środki.
Tymczasem na lekarstwa przeciwbólowe wydajemy 3,7 miliarda złotych rocznie. Przeciętny Kowalski jednak nie wie, że inaczej działają środki z paracetamolem i ibuprofenem, że pewnych leków przeciwbólowych nie wolno łączyć. Skutki są opłakane. Najłagodniejszy z nich - to rozregulowany żołądek.
Do katowickiej Kliniki Hematologii trafiły trzy osoby z uszkodzeniem szpiku kostnego po zażywaniu leków na bazie ibuprofenu. Środki zawierające paracetamol także mogą wywoływać ciężką anemię, a te z kwasem acetylosalicylowym - perforację żołądka i krwotoki.
- Pyralgina była wycofana z obrotu, bo w dużych dawkach miała działanie rakotwórcze - mówi Piotr Chwiałkowski. - Nie wiem, dlaczego teraz można ją kupować i to bez recepty.
Poza tym biorąc leki przeciwbólowe na własną rękę, szkodzimy nie tylko naszym organizmom, ale i portfelom. Wiele z nich weszło na rynek bez recepty, tylko dlatego, że mają obniżoną ilość środka aktywnego. Tak było na przykład z rozkurczową No Spą. Kupujemy drożej mniejszą zawartość leku. I tyle.
Mamienie chudością
Znana prezenterka Anna Popek na łamach jednego z tabliodów odchudza się publiczne pewnym środkiem. Reklama doskonała. Na pewno ludzie będą go kupować.
Tyle tylko, że większość specyfików na odchudzanie to dietetyczne środki spożywcze. Płacimy za reklamę. Działają, gdy wierzymy, że działają. W obrocie znajduje się zaledwie kilka leków na recepty, które rzeczywiście pomagają leczyć otyłość. Odchudzanie ma sens, gdy jest prowadzone pod okiem dietetyka lub lekarza.
Zioła i ziółka
A jeśli okaże się, że nie schudniemy i wpadniemy w depresję? Możemy znów bez recepty kupić sobie środek na lepszy nastrój. Tyle tylko, że może on być niebezpieczny - na ulotce napisano, że może osłabiać koncentrację. Zioła, których użyto do jego produkcji, także wchodzą w interakcję z innymi lekami. Na przykład paraleki z dziurawcem mogą być groźne dla osób chorych na serce.
Podobnie jest z innymi specyfikami sprzedawanymi bez recepty. Zawsze warto obejrzeć opakowanie i poszukać na nim numeru rejestracyjnego. Jeśli go nie ma, naprawdę nie wiemy, co kupujemy. Jeśli na ekranie telewizora pod reklamą widnieje napis: "skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą", naprawdę trzeba to zrobić. Tylko tak oszczędzimy pieniądze i zdrowie.