Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Płk Zdzisław Krasnodębski. Zapomniany dowódca Dywizjonu 303

Magdalena Bożko
Zdzisław Krasnodębski przy swoim samolocie z charakterystycznym emblematem kościuszkowskim
Zdzisław Krasnodębski przy swoim samolocie z charakterystycznym emblematem kościuszkowskim
Pułkownik Zdzisław Krasnodębski był założycielem Dywizjonu 303 i absolwentem Szkoły Oficerskiej w Grudziądzu. Zmarł zapomniany na emigracji w Kanadzie.

Zdzisław Krasnodębski nie zostawił po sobie krewnych. Nie ma o nim wzmianki w żadnej encyklopedii. Polskie władze przez pół wieku udawały, że ktoś taki nie istniał. Z wzajemnością. I gdyby nie determinacja dyrektora domu kultury w niewielkiej Woli Osowińskiej pod Radzyniem Podlaskim, skąd Krasnodębski pochodził, pamięć o założycielu i pierwszym dowódcy Dywizjonu 303 na zawsze przeminęłaby z wiatrem.

Okazały pałac w Woli Osowińskiej ukryty jest wśród kilkusetletnich dębów. Choć od lat opuszczony i zaniedbany, budzi zainteresowanie przyjezdnych. - Zwiedzają, oglądają, zachwycają się - mówi Andrzej Kosek, dyrektor miejscowego domu kultury. - A ja im jeszcze na odchodnym mówię: Wiecie, kto się tu wychował? Zdzisław Krasnodębski. Jeden z największych pilotów w Europie. Człowiek, który stworzył Dywizjon 303.

Nie dziwi go zdziwienie innych. Bo sam jeszcze rok temu nie wiedział, że Wola Osowińska ma swojego bohatera.

Pałacowe dzieciństwo

Przedwojenny majątek w Woli Osowińskiej należał do Aleksandra Makowskiego, powstańca listopadowego. Zarządzał nim ojciec Zdzisława Krasnodębskiego. Świetnie wykształcony administrator, znawca agronomii. Pałacowy ogród urządził na wzór angielski. Z całego świata sprowadzał egzotyczne gatunki roślin i drzew. Ściągał do Woli nieznane u nas owce, krzyżował je w nowe rasy. Hodował pierwsze w kraju truskawki. Wymyślił pompę wiatrakową.

Maria Wiktoria Krasnodębska zajmowała się domem. Zdzisław był jej jedynym, długo oczekiwanym dzieckiem, które przyszło na świat 10 lipca 1904 roku. Ale rodzinna sielanka prędko się kończy. W wieku 11 lat, po przedwczesnej śmierci matki, Zdzisław wyjeżdża z Woli. Ojciec postanowił, że dobrze wykształci jedynaka. Wysyła go do swojego brata, do Warszawy.
Tam 16-letni Zdzisław wstępuje na ochotnika do 201 Pułku Piechoty i bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej.

Na pilota starczy

"Średnio inteligentny, zdolności słabe, ale charakter dobry, poważny, choć pogodnego nastroju. Ambitny w służbie - ocenili Zdzisława Krasnodębskiego nauczyciele z Lwowskiego Korpusu Kadetów, dokąd trafił po wojnie. - Bardzo dobry materiał na pilota."
Na 60 kadetów Krasnodębski mierzący 164,5 cm otrzymał piątą lokatę i przepustkę do Szkoły Oficerskiej w Grudziądzu.
Jest rok 1933. Zdzisław dowodzi I Pułkiem Lotniczym w Warszawie.

W 1935 roku Krasnodębski obejmuje dowodzenie 111 Eskadrą Myśliwską, a 1 września 1939 roku dowodzi już III Dywizjonem Myśliwskim. 17 września, po zawziętej walce powietrznej z Niemcami (Krasnodębski zostaje ciężko ranny), 10 ocalałych samolotów Dywizjonu przekracza granicę rumuńską, a potem trafia do Francji. Do czerwca 1940 roku Krasnodębski walczy w Dywizjonie Francuskim.

Odznaka Kościuszki

"Po upadku Francji przedostaliśmy się do Anglii, aby dalej walczyć za wolność - waszą, ale nie naszą." - wspomina Zdzisław Krasnodębski po wojnie. Jednak gdy otrzymuje rozkaz swoich brytyjskich zwierzchników, nie waha się ani chwili i jak najszybciej organizuje dywizjon myśliwski oparty na polskich pilotach.

31 sierpnia 1940 roku polski Dywizjon, który otrzymuje nr 303, wyrusza do swojej pierwszej akcji w Bitwie o Anglię.

"Na moją interwencję władze angielskie zgodziły się na nadanie Dywizjonowi imienia Tadeusza Kościuszki i na namalowanie odznaki Kościuszki na kadłubach samolotów" - pisze płk Krasnodębski we wspomnieniach.

Krasnodębski jest pierwszym dowódcą Dywizjonu 303, który w ciągu zaledwie kilku pierwszych dni września wykonuje 6 zakończonych sukcesem lotów bojowych na niebie Anglii.

Posypało się szkło

Andrzej Kosek doprowadził do odsłonięcia tablicy pamiątkowej płk Krasnodębskiego. Chciałby, żeby w przyszłości szkoła w Woli Osowińskiej nosiła jego imię a każdego roku 1 września odbywały się uroczyste obchody Dywizjonu 303. - To wymyślił Krasnodębski, Urbanowicz i Kowalczyk, trzech dowódców, podczas wigilii w 1940 roku.
6 września 1940 roku. Od świtu piloci w pełnym pogotowiu. Nagle ożywają megafony. Alarm! Polski Dywizjon start!
Od strony kanału La Manche zbliżają się niemieckie bombowce. Lecą prosto na Londyn.

"Naszym zadaniem jest niedopuszczenie bombowców do celu, więc pełny gaz i do ataku. Chęć zwycięstwa jest tak wielka, że zapomina się o wszystkim i widzi się tylko wroga. Wyprzedza się własny samolot, który wydaje się za wolny i z trudem podąża za wolą pilota. Lecz myśliwcy nieprzyjacielscy nie próżnują i nagle posypało się szkło z zegarów mojej maszyny, zbiornik z paliwem podziurawiony pociskami, leje się z niego płonąca benzyna i wypełnia całą kabinę ogniem..."

Krasnodębski wyskakuje z myśliwca. Płonie na nim ubranie. W ostatniej chwili, kilkaset metrów nad ziemią, otwiera spadochron.

Cierpienie i powrót

Krasnodębski ma poparzone w 70 procentach ciało. Nie może się ruszać, bardzo cierpi, ale... i tak miał szczęście: - 12 samolotów Dywizjonu 303 tego dnia na lotnisko w Northolt wróciło tylko 5.

W szpitalu w East Grinstead pułkownik jest pod opieką znakomitego chirurga plastycznego, który dokonuje cudów, żeby przywrócić go do zdrowia. Rannego odwiedza generał Sikorski i dekoruje Krzyżem Virtuti Militari.

Na swojego następcę w dowodzeniu Dywizjonem 303 Krasnodębski wyznacza przyjaciela Witolda Urbanowicza. Ale po wyjściu ze szpitala w 1941 roku, mimo rozległych ran po poparzeniach wciąż lata na myśliwcach.

Zdrada

Krasnodębski cieszy się na Zachodzie znakomitą sławą. Dostaje intratne propozycje pracy w Anglii i USA. Odmawia. Uważa, że w Jałcie Amerykanie i Anglicy zdradzili Polskę; że sprzedali ją na kawałki komunistom.

W kraju też nie widzi dla siebie miejsca. Wyjeżdża do RPA, gdzie pracuje jako taksówkarz. W 1951 emigruje do Kanady.

Umiera w 1980 roku.

Zatarte ślady

Dziś w Woli Osowińskiej nie ma nikogo, kto by pamiętał rodzinę Krasnodębskich.

Próżno też szukać w Polsce pilotów, którzy by osobiście znali pułkownika. Jeśli żyją - to poza krajem.

Polska prasa przez lata nie zająknęła się na temat znakomitego pilota, który obraził się na komunistyczne rządy. Nawet najlepsze książki o dywizjonie 303 wspominały go zdawkowo.

- Pierwszy raz usłyszałem wzmiankę o pułkowniku w dzieciństwie, drugi raz w wojsku - wspomina Andrzej Kosek. - Ale poważnie potraktowałem dopiero opowieść księdza Tkaczuka z Sobieszyna. Rok temu powiedział mi: to z naszej Woli Osowińskiej pochodzi legenda polskiego lotnictwa. Wielki Polak, o którym powinniśmy zachować pamięć. Wtedy zacząłem szukać jego śladów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska