Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po chorobie - miłość

Roman Laudański [email protected]
Autor
Pomaga kobietom, które zachorowały na raka piersi. Ma o czym opowiadać, bo sama przez to przeszła.

Kilka lat temu Dominik Fijałkowski, reporter "Pomorskiej" wybrał się do inowrocławskich "amazonek". Zauważył młodą dziewczynę. - Ale ona chyba jest wśród was przez pomyłkę? - zapytał. Pokręciły rzecząco głową. - Jedna z nas.

Taniec na wędce

Wszyscy mówią na nią Kola, bo na bierzmowanie wybrała imię Koletta, ale tak naprawdę nazywa się Agnieszka Mrukowska i udziela się w inowrocławskim Stowarzyszeniu "Amazonki".

Ma dwoje dzieci, fantastyczną figurę. Pracuje, studiuje i chodzi na kurs tańca (- Najbardziej lubię rumbę i walca wiedeńskiego, bo tango, na przykład, jest trudne - tłumaczy). Dzień przed naszym spotkaniem na kursie tańca uczyła się tanga, samby i rumby. Wspaniale się śmieje i zapewnia, że teraz, kiedy wróciła jej radość życia, chce robić wszystko, o czym wcześniej tylko marzyła.

No i lubi wędkować, choć to ma akurat po mamie. - Mama nie ściąga złowionej ryby kołowrotkiem, tylko zarzuca wędziskiem, a jaki jest przy tym krzyk! - śmieje się. Kto złowił większą sztukę? - Niech będzie, że mama - spogląda na nią serdecznie.
I jak tu zapytać o te straszne chwile w jej życiu?
W tobie życie i choroba
- Wyczułam guzka w prawej piersi - opowiada Kola. - Pobiegłam do mamy. Później do lekarza rodzinnego, onkologa.
Pięć lat po ślubie. Miała 26 lat i rodzinę: męża i fajnego synka. Jeszcze podczas USG miała nadzieję, że to tylko włókniak i nie ma się czym przejmować.
- I wtedy pojawiły się dziwne objawy: ból piersi, wymioty. Kupiłam test ciążowy. Wszystko było jasne.

Później byli już tylko lekarze, badania i biopsja w Regionalnym Centrum Onkologii w Bydgoszczy. Po wyniki jechała z duszą na ramieniu.
- Doktor spojrzała na mnie i powiedziała, że wynik jest zły, ale jestem w ciąży, trwa burza hormonów, które mogą dawać fałszywy obraz. Musiałam przyjechać na komisję lekarską. Guz miał być usunięty.

Następnego dnia siedziała już przed komisją. Usłyszała, że ma nowotwór złośliwy. Szok. Przerażenie. Lekarze stwierdzili krótko: trzeba będzie podać chemię, a jest ciąża. Trzeba ją usunąć. Pocieszali ją, że ma dla kogo żyć. Z pokoju wyszła z wielkim płaczem. Operację trzeba było zrobić szybko, bo nowotwór bardzo gwałtownie rósł w czasie ciąży.

Czy zależy na ciąży?

- Może lekarze powinni mnie do tej prawdy jakoś przygotować? - zastanawia się. - Byłam wtedy załamana. Zszokowana. Bałam się dalszego życia. Nikt nie wiedział, jak duża cześć piersi miała być odjęta.

Mama Agnieszki: - Moi rodzice zmarli na nowotwór. Byłam wtedy dzieckiem. Później dom dziecka, poniewierka. Kiedy dowiedziałam się o chorobie córki, miałam wyrzuty sumienia. To irracjonalne, ale człowiek się obwiniał. Wiedziałam, że córka będzie silna.
Po operacji zapytała lekarza: - Mam cycuszka? Pokręcił głową: - Trzeba było odjąć.

Wspomnienia pierwszych dni po operacji są nieostre. Dopiero później ordynator zapytał ją: - Zależy pani na tej ciąży? - Oczywiście - odpowiedziała. - No to nie podamy chemii.
Kola: - Popłakałam się. Pytali, dlaczego płaczę? Ze szczęścia.

Lekarze wyjaśnili jej, że miała nowotwór rdzeniowy, który nie daje przerzutów. Wyniki były na tyle dobre, że mogła urodzić.

Stań przed lustrem

- Wcześniej miałam rozmiar "c" biustu. Po operacji bałam się spojrzeć w lustro na miejsce, z którego odjęto mi prawą pierś. Płakałam. Wszystko pamiętam jak przez mgłę. Poczułam, że straciłam swoją kobiecość. Tylko w domu nie było czasu na rozpamiętywanie, trzeba było gdzieś iść, coś załatwić. Mąż miał działalność, często jeździł w trasy. Miałam w sobie drugie życie, nawet na chorobowym zaglądałam do pracy, aby być między ludźmi. Nie chciałam wtedy rozmawiać o tym, co się stało.
Miejsce po piersi maskowała watą. Wstydziła się swojego ciała. Kola: - Dostałam w sklepie protezę. Była ciężka, nie oddawała kształtu. Widać było po mnie, że coś jest nie tak.

Raz wybrała się na basen. W przebieralni za kotarą wyjmowała protezę ze stanika i przekładała do stroju kąpielowego. - Masakra. Myślałam, że spłonę ze wstydu - wspomina.
- Zawsze lubiłam bluzki z dekoltami. Później jak tylko się nachylałam, to odruchowo zasłaniałam ręką dekolt. Pojechaliśmy na wesele - miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą. Po północy zaczęły się weselne konkursy - uciekłam z sali.
Tylko jeden moment dobrze wspomina. Była nad morzem, już w zaawansowanej ciąży, wtedy wszyscy patrzyli na brzuch, a nie na biust.

Mamuśki znają życie

Plakat "amazonek" dostrzegła w szpitalu. Przyjęły ją ciepło i serdecznie. - Mam wrażenie, że cały mój obecny entuzjazm i optymizm dostałam od nich. Babeczki uśmiechnięte, serdeczne. Trochę starsze, ale cieszące się życiem - opowiada.
- Oooo, nowa "amazoneczka"!
- I to w ciąży!
- Gdzie tam, nic nie widać.
- Wtedy byłam w 3-4 miesiącu, rzeczywiście, niewiele było jeszcze widać - opowiada. - Pośmiałyśmy się razem. Rozruszały mnie. Panuje obiegowa opinia, że nasze dziewczyny odchodzą. Jestem wśród nich od sześciu lat. Pożegnałyśmy trzy koleżanki. Przecież w rodzinie, wśród przyjaciół też umierają ludzie. Namawiam wszystkie panie po mastektomii, aby kontaktowały się z "amazonkami". Można miesiącami, latami być zdołowanym lub otrzymać wsparcie od tych, które już przez to przeszły.

- Po mastektomii leżałam z pokoju z trzema paniami. Takie fajne mamuśki, które kazały mi jeść, bo przecież jestem w ciąży. Dwie miały radioterapie. Nie wiem, skąd one brały siły na ten uśmiech?

Córeczkę urodziła przez cesarskie cięcie. Pamięta, że czekała już gotowa na cięcie, a tu ktoś podchodzi, podnosi prześcieradło, z tekstem: - Pokaż, jak to wyglada.
- Zapamiętałam kilka złych doświadczeń ze szpitali, to jedno z nich - opowiada.
Fajnie wyglądasz!

Z protezą chodziła dwa lata. Nie wytrzymywała tego psychicznie. Koleżanka z "amazonek" namówiła ją na rekonstrukcję. Pojechały do Gryfic. Zapisały się na odległy termin. Aż tu nagle dzwonią ze szpitala, że ktoś wypadł z kolejki i jak chcą, to mogą przyjeżdżać. Pojechały!

Najpierw doktor Krajewski wszczepił jej pod skórę ekspander - urządzenie, które miało powoli rozciągać skórę. - Byłam szczupła, skóry i tak było za mało, musiałam mieć przeszczep z pleców - opowiada. - Przez pół roku dojeżdżałam na dopełnienie ekspandera. Później zastąpiła go proteza.

Nowa pierś była okrągła, druga - po dwóch porodach, ale doktor zajął się i drugą. - Chciałam mieć piersi raczej mniejsze - sportowe, a dostałam rozmiar większe! Pomniejszanie bardziej boli niż powiększanie.

- Często panie pytają, czy rekonstrukcja boli, ale to był inny ból niż mastektomia - opowiada. - Po odjęciu piersi bałam się spojrzeć w lustro, a teraz chciałam zobaczyć się jak najszybciej. Potrzebowałam potwierdzenia mojej kobiecości. Po jakimś czasie wysłałam swoje zdjęcie koledze. Odpisał: - "Fajnie wyglądasz! Zasługujesz na miłość razy dwa".

Rozeszła się z mężem i to nie choroba była tego przyczyną. - Mąż był przeciwnikiem moich studiów, a ja tego potrzebowałam, chciałam być spełniona i poszłam na prawo!
Zmieniła się. Już nie nosi obszernych ubrań, a obcisłe, by zaakcentować to, co warte podkreślenia. Kiedy znajomy komentował przy niej powiększenie piersi jednej z naszych wokalistek, że najważniejsze jest tylko to, co naturalne, zrobiło jej przykro i powiedziała mu, że nie zna życia. Bardzo ją przepraszał, gdy powiedziała mu o swoim przypadku.

W lipcu jej do twarzy

Została zaproszona do sesji fotograficznej w kalendarzu. Każdy miesiąc prezentuje jedna z młodych "amazonek". Styczeń to Sylwia, luty - najmłodsza z nich, 22-letnia Asiula z blizną w miejscu prawej piersi. Marzec należy do Doroty - pomysłodawczyni kalendarza. Kola jest lipcem, jedyna ze zrekonstruowaną piersią.

- Miałam dylematy, bo to jednak akty, ale kalendarz został dobrze przyjęty. Są w nim rady, jak się badać, no i jesteśmy my udowadniające, że brak piersi nie świadczy o zatraconej kobiecości.

Czerwcowa Lidka nie ma obu piersi, ale pełna jest humoru i optymizmu i ma wspaniałego faceta, który ją wspiera.

Była na promocji kalendarza w różnych miastach. - W którymś momencie ekipa wchodzi do toalety, bo koleżanki muszą zobaczyć, jak która jest zrobiona. W tym roku jeszcze dwie udadzą się na rekonstrukcję. Listopadowa Ola trzyma maleńką córeczkę i wygląda jak madonna z najpiękniejszego obrazu. A Joanna z grudnia pozuje do fotografii z dwiema córkami. Wszystkie były skrępowane, to fotografka najpierw sama zdjęła górę, by pokazać, że to nie jest takie straszne.

Kola: - Kobiety po rekonstrukcji u doktora Krajewskiego są pełne nadziei na dalsze życie w zdrowiu i szczęściu.

Prosi dziewczyny i kobiety, by nie zaniedbywały badań. Bo żyjemy zagonieni i na nic nie mamy czasu. A nagle okazuje się, że coś również nas dotyczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska