Urząd miasta ogłosił przetarg na dostawę nowego samochodu o nadwoziu limuzyna. Parametry: silnik benzynowy, o mocy nie mniejszej niż 195 KM i pojemności co najmniej 1900 cm sześc. Kolor: czarny. Lakier: metalizowany. Po bokach i wokół szyb chromowane listwy. Skórzana tapicerka. Wyposażenie? Poduszki powietrzne dla kierowcy i pasażera, kurtyny powietrzne i boczne poduszki z przodu i z tyłu. Pojazd ma być wyposażony w systemy: ESP (stabilizacji toru jazdy) i ASR (optymalizacji przyczepności przy przyspieszaniu). W pojeździe będzie dwustrefowa klimatyzacja, elektronicznie sterowane fotele kierowcy i pasażera, czujnik deszczu, asystent i czujnik parkowania, nawigacja satelitarna, radio z cyfrowym korektorem, bluetooth, zmieniarką CD i instalacją do telefonu komórkowego. Na zakup pojazdu zaplanowano 150 tys. zł. Oferentów poznamy 16 lutego.
Torunianie są oburzeni
Czy władza musi się drogo wozić?
Samochód, z którego będą korzystać urzędnicy oraz najważniejsze osoby w mieście powinien być bezpieczny i niezawodny. Nowy pojazd urzędu na tle "limuzyny" marszałka czy innych włodarzy nie będzie się wyróżniać. Jego markę i cenę poznamy po przetargu. Ale czy urzędowy pojazd musi kosztować 100 tys. zł? Kupowanie drogich aut w samorządach budzi kontrowersje. Dlaczego? Odpowiedzi jest wiele: bo zazdrościmy, bo idą na to nasze podatki, bo większości z nas nie stać na taki luksus, bo wciąż jesteśmy biednym społeczeństwem, itp.
Torunianie nie kryją oburzenia. - Po co urzędnikom tak drogi samochód? - irytuje się Stefan Grabowski z Mokrego. - Większości torunian nie stać na takie auta. Dlaczego takiej limuzyny nie kupiono przed kampanią?
- Wyposażenie auta nie jest specjalnie luksusowe, ale pula na zakup na pewno robi wrażenie na zwykłym zjadaczu chleba - mówi Anna Drab, studentka.
To nowa limuzyna Michała Zaleskiego? - Żaden z pojazdów urzędu miasta nie jest fizycznie przypisany do konkretnej osoby i tak będzie również w przypadku nowego auta - odpowiada Sylwia Derengowska z wydziału komunikacji społecznej i informacji. - Będą z niego korzystać - jak ze wszystkich pojazdów - kierujący urzędem i pracownicy wydziałów.
Derengowska: - Należy wyjaśnić, iż nazwa "limuzyna" ma charakter handlowy i w tym przypadku dotyczy seryjnego samochodu osobowego typu sedan. Przy obecnych standardach motoryzacyjnych oczekiwania urzędu miasta nie są wygórowane. Obecnie większość aut w podobnej cenie ma takie wyposażenie. Co najważniejsze - to wyposażenie gwarantujące podróżującym przede wszystkim bezpieczeństwo, a także możliwość przemierzania kilkusetkilometrowych dystansów.
Podróż musi być bezpieczna
Urząd ma cztery wozy: dwa volkswageny caravelle (rocznik 1999, przebieg 366 tys. km i 2007, 117 tys. km), vw passat (2003, 172 tys. km), renault espace (2005, 131 tys. km). Zaleski często wsiada do passata. Jeżdżą nim też urzędnicy: pracownik rozwożący wewnętrzną pocztę czy robiący objazd inwestycji. - Miasto realizuje coraz więcej nowych zadań, w tym projektów europejskich, które trzeba konsultować np. w Warszawie, więc nowe auto jest potrzebne - mówi Derengowska. - Pojazdy znajdujące się obecnie w posiadaniu UMT są już wyeksploatowane. Świadczy o tym ich przebieg i roczniki. Im pojazd starszy, tym bardziej awaryjny, droższy w eksploatacji oraz - co jest kwestią nadrzędną - mniej bezpieczny. Podróż zaś musi być bezpieczna.
Prezydent pokonuje autami służbowymi kilkaset kilometrów miesięcznie. Najdalsze podróże odbył do Getyngi (ok. 1,6 tys. km) i Łucka (1,3 tys.). Roczne utrzymanie passata kosztuje średnio ok. 14,3 tys. zł. Opozycja krytykuje decyzję. - Mamy duży deficyt, rośnie zadłużenie miasta, więc taka decyzja jest nieporozumieniem - mówi Paweł Gulewski, radny PO. - Brakuje mi konsekwencji u prezydenta. Wiele razy mówił o tanim urzędzie. Zaplanowane 150 tys. zł i parametry są zbyt wygórowane. Nie współgrają z realiami finansowymi miasta.
Czytaj e-wydanie »