"W sercu Pałuk" - reklamują 15-tysięczne miasteczko jego władze marząc o zalewającej Żnin fali turystów. Mając hasło w pamięci, ludzie biją na alarm.
- Narażam się rolnikom, którzy chcą zarobić na dzierżawie terenów. I władzy, która już widzi napływ pieniędzy do miejskiej kasy. Ale to jest myślenie na krótko. Bo gmina ma długi. Tylko, co stanie się z krajobrazem, zdrowiem ludzi, nie mówiąc o stratach wartości nieruchomości i na uprawach? - mówi Marian Kawka z niedalekiego Murczynka.
Sławomir Chrośniak, żniński urzędnik, szybko wylicza:- Z jednej elektrowni wiatrowej gmina zarobi rocznie ok. 100 tysięcy złotych. Będzie ich miała 40, to w kasie są 4 mln złotych.
Radni podejmą dziś uchwałę, która otworzy furtkę następnym wiatrakom.
- Nie tędy droga. Naukowcy wskazują, że winniśmy postawić na węgiel (wprowadzając unowocześnienia) oraz energetykę jądrową. Elektrownia wiatrowa jest nieprzewidywalna w czasie. Bo wiatr raz jest, a raz go nie ma. Poza tym moce stąd idące, w razie jego braku, i tak muszą być pokryte. Korzyść jest marna - mówią przeciwnicy pomysłu.
Marian Kawka swoich argumentów nie wziął z rękawa. - Wiele publikacji udostępnił mi profesor Adam Janiak z Politechniki Wrocławskiej. Nasz rozmówca dotarł też do opracowań Niny Pierpont pt. "Syndrom turbin wiatrowych" (w tłum. z ang.). Czytamy tu o zespole objawów, jakie występują w sąsiedztwie wiatraków: problemy ze snem, bóle głowy, nudności, a nawet depresja.
Naukowcy: mieszkania ludzi min. 1,5 km od pojedynczego wiatraka. A od farmy 3 km! Urzędnik: - Nie wszyscy naukowcy prezentują ten sam pogląd. Marian Kawka: - Niezależni badacze są oczerniani przez fachowców wynajętych przez lobby wiatrakowe. A ja będę dziś pewnie na sesji pod obstrzałem firmy, która już widzi u nas swoje farmy.