Najważniejsze, czy jest potrzeba monitorowania centrum wsi - zwraca uwagę Franciszek Koszowski, wójt gminy Pruszcz. -Według policjantów, nie ma u nas aż tylu wybryków chuligańskich.
Inne głosy pojawiły się podczas sesji Rady Gminy Pruszcz. Padły argumenty, że dewastowana jest fontanna, ławki, rośliny i kamery mogłyby powstrzymać wandali.
- Pytanie, jakie to mają być kamery? - zaznacza Koszowski. - Monitoring monitoringowi nierówny. Według mnie nie ma sensu wyrzucać pieniędzy na sprzęt, który rejestruje obrazy-cienie, bo ostatecznie okazuje się, że nie można na niego liczyć, nie dostarcza policji oczekiwanych informacji.
Koszowski pamięta, że raz był bliski zachęcaniu radnych do minitoringu, ale zmroził go koszt solidnego sprzętu.
- Po odnowieniu ulicy Dworcowej niektórzy kierowcy urządzali sobie na niej wyścigi. Zainteresowałem się kamerą obrotową, połączoną z posterunkiem policji. To było kilka lat temu i koszt wynosił 70 tys. zł, był stanowczo za wysoki - uważa wójt.
Decyzja o monitoringu ma też drugie dno. - Ludzie mają coraz bardziej dosyć podglądania. Jestem w tej grupie - nie kryje Koszowski. - Kamery pojawiają się wszędzie i uważam, że to przesada. Szanuję prywatność ludzi, którzy nie zasługują na to, żeby być podglądani.
Takie stanowisko ma w Pruszczu wielu zwolenników, niektórzy wyrazili je na Fa-\cebooku. - Kamery są za radykalne i niepotrzebne - uważa Patryk. - W dodatku mogą posłużyć jako uprzykrzenie niektórym życia. W naszej gminie jest wiele do zmiany i nie sądzę, że zaczynanie od kamer jest rozsądnym pomysłem.
- Jak znam życie, to nie będą wpadać żadni przestępcy tylko chłoptasie, co na skwerku popijają piwko. Mandaty będą leciały jeden za drugim i tyle zyskamy na tym podglądaniu.Zwykłym ludziom będzie jeszcze gorzej - komentuje Czytelnik.