Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pogrzeby w Inowrocławiu. Najpierw rynkiem rządził facet z kostnicy, teraz zwłoki rodzielają dobrodzieje

Adam Wilma, Fot. SXC [email protected], Tel. 56 61 999 24
W Inowrocławiu kwitnie biznes pogrzebowy
W Inowrocławiu kwitnie biznes pogrzebowy
Nie zakończył się jeszcze głośny proces w aferze pogrzebowej w Inowrocławiu, a biznes znowu kwitnie. Tym razem karty rozdają proboszczowie.

Andrzej Bratek był panem śmierci w Inowrocławiu. Z zawodu mechanik samochodowy, w branży znalazł się przypadkowo, odrabiając wojsko w szpitalu. Fachu preparatorskiego nauczył się szybko, ale jeszcze lepiej szło mu rachowanie.

Litera "Z"

Zakładom pogrzebowym sprawy stawiał jasno - za mycie i ubieranie należy się gratyfikacja. Zwykle 150-200 od nieboszczyka. Więc zakłady wpisywały wynagrodzenie Bratka do faktury VAT, bo przy załatwianiu formalności pogrzebowych nikt nie grzebie w przepisach i nie docieka, czy szpitalne prosektorium ma prawo kasować za pośmiertną kosmetykę i chłodnię.

Bratek pod koniec każdego tygodnia objeżdżał firmy z notesem w ręku. Zapłacone odznaczał literą "Z". Żył jak pączek w maśle - do pracy dojeżdżał nową laguną, budował dom pod Bydgoszczą. Zaprzyjaźniona firma pogrzebowa oddelegowała mu do pomocy swojego pracownika. Bratek odpalał mu tylko papierosy i parę groszy kieszonkowego.

 

Narkotyki w trumnach

Jeszcze 10 lat temu potentatem na inowrocławskim rynku była firma pogrzebowa Wojciecha Skarżyńskiego. Ale Skarżyński urósł w siłę do tego stopnia, że nosił się z zamiarem wykupienia od szpitala prosektorium z chłodniami. Do tej pory to Bratek wyznaczał Skarżyńskiemu miejsce w szeregu, zatem zamiana ról nie bardzo mu się podobała.

Zapowiedział więc, że Skarżyńskiego zniszczy.

I słowa dotrzymał.

 

- W kierowaniu ludzi do właściwego zakładu był bardzo skuteczny - wspomina właściciel jednej z firm pogrzebowych. - Zwykle wystarczała delikatna sugestia - że klienci narzekają na konkurencyjną firmę, a kiedy nie wystarczało - że firma związana jest z pruszkowską mafią albo przemyca w trumnach narkotyki.

Upadek Skarżyńskiego, który ostatecznie wycofał się z branży był ostatecznym argumentem - "nie płacisz Bratkowi, skończysz jak Skarżyński" - ostrzegał preparator.

Do szpitalnej chłodni w Inowrocławiu trafia większość zmarłych, więc Bratek dzielił i rządził.

 

Robaki na zwłokach

Miejsce lidera zajęła Małgorzata Musiałowska (z zawodu tokarz, wcześniej prowadząca z mężem warsztat stolarski) - właścicielka firmy In Luctu. Musiałowska płaciła każdego tygodnia Bratkowi od 1000 do 1500 złotych.

Bratek odwdzięczał się daleko idącą elastycznością. O mały włos nie skończyłoby się to wpadką jeszcze na początku lat 2000. Jeden ze świadków w sprawie sądowej opisuje następujące zdarzenie: córka zmarłego mężczyzny zażyczyła sobie zobaczyć zwłoki ojca. Tyle że ciało, bez wiedzy rodziny, Bratek wydał wcześniej firmie Musiałowskiej. Musiał więc w trybie nagłym ściągać je z powrotem do szpitalnej chłodni.

- Był tedy wściekły na Musiałowską. Gdy rodzina pytała, dlaczego na ciele są zielone plamy, tłumaczył, że to przez robaki w trumnie - relacjonuje były współpracownik.

U nas po staremu

Bratek nie przestraszył się nawet po wybuchu łódzkiej afery z handlem "skórami". Obszedł wszystkie zakłady i oświadczył, że w Inowrocławiu obowiązują dotychczasowe stawki.

Zgubiła go pewność siebie. Wpadł, gdy zgodził się na transport zwłok do Ostródy bez pozwolenia Sanepidu.

Dalej poszło jak po sznurku - notesik Bratka posłużył za wskazówkę. Śledczy wezwali w roli świadków ponad 250 osób, głównie klientów In Luctu.

Bratek został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu. Wyroki za współudział zapadły również wobec właścicieli kilku drobniejszych firm pogrzebowych. Wątek "doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem" przez Musiałowską (największy w sprawie - 204 pokrzywdzonych) został wyłączony do odrębnego prowadzenia i jest nadal rozpoznawany przez sąd.

W trakcie postępowania Musiałowska wyjaśniała, że Bratek przekonywał ją, jakoby pieniądze płynęły do kasy szpitala, lecz prokurator nie dał temu wiary.

W całej sprawie tajemnicą pozostaje, w jaki sposób przez kilkanaście lat Bratek mógł traktować szpitalne prosektorium jak prywatny folwark.

Bo będą kłopoty

Sprawa Bratka bynajmniej nie zaszkodziła w interesach firmie Musiałowskiej. In Luctu nadal króluje na pogrzebowym rynku. Tym razem już nie za sprawą układów w szpitalu, ale dzięki daleko posuniętej życzliwości proboszczów.

- To, co się dzieje w niektórych parafiach, można nazwać zwykłym układem biznesowym. In Luctu ma ponad tysiąc pogrzebów rocznie, podczas gdy inne firmy najwyżej kilkadziesiąt. Tu nie ma przypadków.

O tym, dlaczego tak się dzieje, opowiadają nam klienci. Kilka razy w roku zdarza się, że przychodzi klient, załatwia formalności, a po rozmowie z proboszczem odwołuje wszystko i idzie do pani Musiałowskiej, "bo proboszcz powiedział, że będą kłopoty", jeśli pogrzebu nie organizuje In Luctu. Albo że ta firma jest najtańsza. Część księży nie weszła w ten układ, młodzi są wręcz zniesmaczeni, ale biznes to biznes.

W ubiegłym roku Małgorzata Lewandowska poszła załatwiać sprawy związane z pogrzebem do małej parafii pod Inowrocławiem: - Proboszcz powiedział wprost, że pogrzeb może zorganizować wyłącznie firma pani Musiałowskiej, bo ma z nią umowę. W przeciwnym razie mamy sobie szukać innego cmentarza.


Dam panu telefon

Postanowiliśmy sprawdzić sami. Do jednej z podinowrocławskich parafii zadzwoniliśmy z pytaniem o możliwość pochowania urny z prochami zmarłego w Niemczech wujka:

- Oczywiście muszę mieć tylko poświadczenie z parafii. O szczegółach musi pan rozmawiać z firmą pani Musiałowskiej. Ale tylko z tą firmą, bo ona ma pod sobą nasz cmentarz. Dam panu telefon i proszę wszystko ustalić. To jest dobra firma i najtańsza.

- A płatności?

- Płatności również, później się z panią Musiałowską rozliczę. Chyba że pan będzie wykupował nowe miejsce, to wówczas wypiszę kwit, zapłaci pan 300 złotych. Tylko proszę dokładnie ustalić, bo jestem zależny od organisty i pani Musiałowskiej.

Te zarzuty mnie nie dotyczą

Na czym polegają powiązania pomiędzy poszczególnymi parafiami a In Luctu, można się tylko domyślać. Muszą być one silne, skoro proboszczowie kilku parafii wstawili do kościołów nowe sztandary pogrzebowe z wyhaftowanym złotą nicią symbolem IHS i.... logo inowrocławskiej firmy.

Musiałowska nie chce mówić o swoich związkach z proboszczami: - To ataki konkurencji, zamiast atakować mnie, niech lepiej pomyślą i zajmą się pracą. Nad klientem trzeba pracować.

Właścicielka In Luctu uważa, że ze sprawy sądowej wyjdzie obronną ręką: - Te zarzuty mnie nie dotyczą. Zresztą nie będę na ten temat rozmawiać.

Porozmawiamy na kongregacji

Dziekan inowrocławskiego dekanatu, ksiądz Leszek Kaczmarek, przyznaje, że słyszał o powiązaniach parafii z firmą Musiałowskiej: - Dochodziły do mnie plotki, które trudno było potwierdzić. Cóż, parafie próbują w ten sposób łatać dziury w budżecie, ale zawłaszczanie chrześcijańskiego pogrzebu przez kogokolwiek jest niedopuszczalne. Wyjaśnimy tę kwestię jeszcze podczas naszej czerwcowej kongregacji.

W związku z toczącą się w sądzie sprawą nazwiska występujące w tekście zostały zmienione.

Czytaj też: Biznes leży pod ołtarzem

Czytaj też: To też jest biznes! Kremacja kosztuje od 300 do 1300 zł, a urna - 300 zł (zdjęcia)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska