- Nie każda wieś leży w tak malowniczym miejscu?
- Wiele osób z zewnątrz, które tutaj przyjeżdżają na majówki i dożynki, są zdziwione, że jest tu tak pięknie. Z głównych dróg tego nie widać. Nagle się dowiadują, że jest tu ładne jezioro i na dodatek można tu fajnie spędzić czas.
- Jaki macie pomysł na Łojewo?
- Mieszkamy w ciekawym miejscu nad jeziorem. Rolnictwo się zmienia. Potrzeba nowych miejsc pracy. Turystyka jest właśnie pomysłem na rozwój tej wsi.
- Dlatego założyliście Towarzystwo?
- Postanowiliśmy się zjednoczyć, żeby wspólnie robić wielkie rzeczy i zdobywać pieniądze zewnętrzne. Uznaliśmy, że turystyka jest tą szansą, którą trzeba wykorzystać. Myślimy o budowie przystani, boisk, parkingów. Będzie to służyło ludziom miejscowym, ale i przyciągało turystów. Widzimy, że w weekendy ludzie wsiadają na rowery i kursują z Inowrocławia do Kruszwicy. Szukają takich miejsc, w których mogliby się zatrzymać, odpocząć i miło spędzić czas.
- Co udało wam się zrobić do tej pory?
- Próbowaliśmy zachęcić władze różnego szczebla, żeby zainteresowały się naszym pomysłem. Uczestniczyliśmy w różnych programach krajowych i międzynarodowych. Organizowaliśmy konferencje, spotkania. Do tej pory jednak nigdy nie przełożyło się to na akcje ze strony samorządu. A oczekujemy na inwestycję w infrastrukturę nad tym jeziorem. Na początek chcemy wybudować boisko. Teren się uporządkuje. Z czasem dokładane mogłyby być kolejne elementy.
- Wasze koncepcje są bardzo dobrze przygotowane. Macie projekty, dokumentacje, wizualizacje. Dlaczego ten pomysł nie jest realizowany?
- Moim zdaniem jest tak dlatego, że wśród radnych ciągle nie ma przekonania, że jest to naprawdę potrzebne. Dla nich priorytetem są na przykład drogi. Inwestycja w coś co mogłaby przynieść rozwój gospodarczy za jakiś czas, jest dość abstrakcyjna. Trudno jest przekonać kogoś, kto żyje z rolnictwa, żeby zainwestował w coś takiego.
- Nie poddajecie się jednak. O waszych pokazach "Kraina Słowian" jest coraz głośniej. Na czym to polega?
- "Krainę Słowian" organizujemy w Łojewie lub na wyjeździe. Przebieramy się w stroje z epoki pierwszych Piastów. Nasi goście siadają przy stołach, na których są miód i podpłomyki. Nasza koleżanka, na co dzień dyrektor szkoły, robi obrzęd postrzyżyn Ziemowita. Bywa też, że jest wróżychą. Rozpala ognisko, miesza łyżką w garnku, w którym pływają kurze łapki. Do niej ustawiają się kolejki. Wróży w sposób nietypowy. A ma wielki talent. Atrakcji związanych z wizytą w zagrodzie u Piasta jest jednak znacznie więcej. Zabawa jest wspaniała. Zapewniam.
- Macie ambitne plany. Tymczasem pojawiają się przeszkody. W pobliskim Szarleju ma powstać biogazownia.
- Jeśli biogazownia powstanie, będzie tu przyjeżdżało dziennie kilkadziesiąt samochodów z gnojowicą. Obawiamy się hałasu i smrodu. Protestujemy nie przeciwko biogazowni, ale przeciwko biogazowni w tym właśnie miejscu. Mogłaby powstać dalej od jeziora. Burmistrz Kruszwicy nasze wnioski jednak odrzucił. Sprawa jest jednak zawieszona. Protestuje również "Kom-Rol". Aktualnie sprawę rozpatruje Naczelny Sąd Administracyjny. Cała procedura się opóźnia. Jeśli biogazownia w końcu powstanie, zaszkodzi naszym planom. Jest pytanie, czy możemy tę inwestycję zablokować. Polityka naszych władz krajowych jest taka, by biogazownie powstawały w każdej gminie.
Więcej w poniedziałkowej "Gazecie Pomorskiej"