Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Potrafię leczyć śmiechem

Rozmawiała Kamila Mróz
fot. autorka
Rozmowa z Jackiem Pokornowskim, trenerem terapii śmiechu

- Panie Jacku, co pan robi z "pacjentami"? Łaskocze ich pan? Rozśmiesza minami? Pokazuje im zabawne scenki?
- Łaskocze ich wyłącznie śmiechem. Pracuję w sposób spontaniczny i barwny. Wykorzystuję ludzi, np. tych, którzy mają wyjątkowy śmiech. Ale też na początku pytam o ich stan zdrowia, np. czy ktoś jest po zawale. Bo był taki przypadek, kiedy pewna pani zaczęła się zbyt mocno śmiać i zasłabła.

- U pana?
- Na szczęście u mnie nie.

- A w jaki sposób wykorzystuje pan ludzi? Nabija się pan z nich?
- Nie, absolutnie. Gdy ktoś specyficznie się śmieje, to "pożyczam" sobie jego śmiech, podkreślając tym, że on mi się bardzo podoba. Wpisuję go do swojego kanonu.

- Jak to się stało, że zajął się pan terapią śmiechu?
- Przez 12 lat byłem szefem kabaretu, potem człowiekiem orkiestrą, parodiując całe sytuacje, odgłosy, dźwięki. Terapię śmiechu poznałem za pośrednictwem prof. Aleksandra Łamka, który sprowadził ją do Polski z Anglii. I zafascynowałem się tym.

- Czym się różni kabaret od terapii śmiechu?
- Kontaktem. Kabareciarz stoi na scenie i mówi do ludzi. Ja jestem wśród ludzi. Mam z nimi bezpośredni kontakt. Czasami podchodzę do kogoś i śmiejemy się razem. Ludzie się onieśmielają, pękają bariery, które w Polsce nadal są dość mocne. Przez jakiś czas mieszkałem za granicą, w Holandii, Bawarii. I tam ludzie są bardziej otwarci. A u nas?! Często próbuję nawiązywać rozmowę z kimś obcym, np. w sklepie. To reakcja jest taka: "co on chce ode mnie".

- A można nie śmiać się, wstydząc się swojego śmiechu?
- Są takie przypadki. To tłamszenie siebie. Niektórzy dopiero po tej terapii zaczynają się śmiać. Miałem kiedyś w Ciechocinku taką sytuację: byli pracownicy giełdy warszawskiej i jedna z dziewczyn nagle krzyknęła: "Zobaczcie Asia się śmieje!". Wszyscy byli w szoku.

- Co pan zrobił z tą Asią?
- Akurat tam opowiadałem scenki z własnego życia. Zdaje się, że o tym, jak jechałem tramwajem bez biletu, a kanary wskoczyły z dwóch stron do wagoniku. I do mnie. Zacząłem do nich mówić po węgiersku. Gdy wyszli, powiedziałem na głos: "O Boże, ale mi się udało". Na co starszy pan rzekł do wnuczka: "Widzisz dziecko, ucz się języków obcych!".

- Więc terapia polega na tym, że opowiada pan różne śmieszne historie i zachowuje się pan w śmieszny sposób.
- Tak. Ludzie się wtedy rozluźniają. Przypominam sobie spotkanie z pracownikami jednej z bardzo poważnych firm państwowych. Ci ludzie pracują zamknięci, wykonują zadania rutynowo, są zestresowani. Ale ta terapia, niestety, została zmarnowana.

- Dlaczego?
- Ponieważ potem była impreza i dużo alkoholu. To wszystko przekreśliło.

- A więc, śmiejmy się, bo śmiech leczy?
- Dokładnie. Ja na co dzień także jestem towarzyski i kontaktowy. Zresztą znam mnóstwo takich ludzi, którzy powinni te umiejętności wykorzystywać i dawać je innym. Znajoma mówi do mnie: - Jacku, spotkaj się z Adasiem, proszę cię. - A dlaczego? - pytam. - No bo ty dobrze na niego oddziaływujesz. Potem jest fajny i ma wspaniały humor.
Dlatego wspólnie z Ryszardem Kowalskim z TKKF chcemy szkolić instruktorów terapii śmiechu. Osoby, które mają do tego predyspozycje i będą mogły pomagać innym. To dla nas bardzo ważne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska