O poszerzenie sesji o dodatkowy punkt na ten temat wnioskował radny Jan Kościerzyński, wspierany przez radnego Arkadiusza Żaka, Wojciecha Skotnickiego i Franciszka Szczęsnego. Przywołując szczegółowe przepisy dowodził, że radny nie ma kontaktu z wyborcami, bo nie mieszka w Ciechocinku. Wyliczył, że nie był obecny na 4 spośród 24 sesjach rady i nie było go na 20 spośród 49 posiedzeń komisji polityki społecznej, której jest członkiem, a także że opuścił 8 z 14 spotkań Rady Społecznej przy Samodzielnym Publicznym Zakładzie Leczniczo-Opiekuńczym w Raciążku, do której został desygnowany.
Jan Kościerzyński podkreślał różnicę między stałym zameldowaniem a faktycznym przebywaniem, odnosząc to do konkretnych przepisów i konsekwencji dla radnego. - Radny musi przebywać w swoim okręgu wyborczym i mieć więź z wyborcami - dowodził. Doszło nawet do polemiki o interpretację przepisów z prawniczką powiatu i dla wyjaśnienia sprawy przewodniczący Dariusz Wochna zarządził przerwę w obradach.
Dociekano, dlaczego radny Modrzejewski jeździ samochodem na numerach z woj. łódzkiego, dlaczego sądowi, który zwracał mu koszty dojazdu (w roli świadka) podał adres w Pabianicach, dlaczego na ten adres rada powiatu wysyła mu zawiadomienia o posiedzeniach.
- To brednie! Na jakiej podstawie ktoś sądzi, że nie mieszkam w Ciechocinku! Tu mam swój dom, swoje dzieci, wnuki, tu prowadzę interesy, płace podatki, tu jest miejsce mojego życia. Tam tylko bywam - mówił z kolej radny Marek Modrzejewski, pokazując nie tylko dowód osobisty z ciechocińskim adresem, ale też rachunki za prąd, telefon, leczenie, a nawet rozliczenia z fiskusem, świadczące o tym, że jest mieszkańcem Ciechocinka.
Mówił o swoich zasługach dla miasta i rozwoju kultury. Emocjonalnie podkreślał, że nikt nie może mu odebrać prawa do bycia ciechociniakiem. Miał za złe, że atakujący go radni zajmują się ludźmi, grzebią w ich życiu osobistym, zamiast zająć się rozwiązywaniem problemów powiatu. - Nikogo nie powinno obchodzić, dokąd trafia moja osobista korespondencja, z kim mieszkam, z kim śpię - denerwował się Marek Modrzejewski.
Wyjaśnił, że jest artystą, ma trzy zespoły, ma trasy koncertowe i że zawiadomienia o jego spotkaniach wysyłane są do jego - jak powiedział - managmentu - gdzie układane są trasy koncertowe tak, by nie kolidowały z obowiązkami radnego. Jeździ zaś samochodem nie swoim, stąd obce tablice rejestracyjne.
Radny Arkadiusz Żak pokazał kserokopię oświadczenia majątkowego radnego Modrzejewskiego za rok 2009 z wpisaną miejscowością Pabianice, niemniej radni, poza Janem Kościerzyńskim i Arkadiuszem Żakiem (Wojciecha Skotnickiego i Franciszka Szczęsnego nie było - dop. red.) uznali, że wniosek o rozpatrzenie, czy mandat radnego Modrzejewskiego jest ważny czy nie, należy odrzucić.
Przed głosowaniem radny Michał Włoszek podkreślił, że chce wierzyć radnemu Modrzejewskiemu i ma nadzieję, że pod podanym pabianickim adresem mieści się jakaś agencja artystyczna, która układa kalendarz działalności radnego -artysty.
Tuż przed zakończeniem sesji emocje opadły i radny Marek Modrzejewski wrócił do "swojej" sprawy. Stwierdził, że rozumie kolegów, którzy starali się wyjaśnić, czy jego mandat jest ważny, bo wierzy, że działali w trosce o to, by wszystko odbywało się zgodnie z prawem. Przeprosił za ostre sformułowania w dyskusji i nawet doszło do czegoś w rodzaju braterskiego uścisku między nim a radnym Janem Kościerzyńskim.
Sprawa nie wydaje się jednak definitywnie zamknięta. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że inicnatorzy zbadania sprawy mandatu Marka Modrzejewskiego chcą zainteresować problemem wojewodę.