- Przecież to absurd. Są leki, które mogę sprzedawać w dawce 5 mg, ale 10 i 20 mg już nie. Nie mogę sprzedawać gripeksu, ibupromu zatoki albo maści linomag - nie kryje oburzenia Jolanta Szreder z Chojnic, która prowadzi punkt apteczny w Rytlu.
Ministerstwo Zdrowia na początku października opublikowało listę leków, które można sprzedawać w punktach aptecznych. Nie ma niej wielu popularnych specyfików. - Wykaz leków nie był chyba sporządzany przez profesjonalistów - mówi Szreder.
Kuriozalnych wytycznych jest sporo: na przykład niektóre leki można sprzedawać w postaci kremu, ale maści już nie; produkty jednej firmy są na liście, innej nie, choć mają ten sam skład. - Te przepisy są idiotyczne - mówi wprost Dominik Kozioł z Sępólna, technik farmacji, który pracuje w punkcie aptecznym w Silnie.
Apteka na wsi się nie opłaca
Czym różnią się punkty apteczne od aptek?
Punktem aptecznym nie musi kierować magister farmacji, wystarczy technik. Punkt, w przeciwieństwie do apteki, nie musi mieć pełnego asortymentu leków. Może być otwarty tylko kilka godzin dziennie. Może sprzedawać leki na receptę, ale nie wszystkie. W Polsce jest ok. 1300 punktów aptecznych, w powiecie chojnickim - cztery całoroczne, jeden czynny od maja do października.
Zapobiegliwi mają jeszcze zapasy leków, ale można było kupować je w hurtowniach tylko do 13 października. Niebawem półki zaczną świecić pustkami.
- To jakaś komedia. Niedługo będziemy mieli w ofercie wapno, magnez i plastry - ironizuje Dominik Kozioł. - Czyli to, co mają też w spożywczaku za rogiem.
Właścicielką silnieńskiego i charzykowskiego punktu jest Agnieszka Sobol, która nie ukrywa, że wkrótce prowadzenie takiego miejsca przestanie być opłacalne. - Polska musi dostosować się do przepisów unijnych, a w nich nie przewidziano istnienia punktów aptecznych - mówi.
Jakie są tego konsekwencje? - Punkty apteczne i tak nie przynoszą krociowych zysków, a łatwo policzyć, że w przypadku przekształcenia w aptekę koszty drastycznie rosną: zatrudnienie magistra farmacji, pełen asortyment leków, rachunki, koszt leków przeterminowanych - wylicza Agnieszka Sobol.
25 kilometrów po lekarstwo
W powiecie chojnickim są cztery punkty apteczne: w Rytlu, Leśnie, Silnie i Konarzynach oraz piąty sezonowy w Charzykowach. Mieszkańcy Konarzyn bardzo długo walczyli o to, żeby kupować leki na miejscu. Do najbliższej apteki mają 25 kilometrów, a autobusów do Chojnic kursuje niewiele.
- To się w głowie nie mieści! Mam jeszcze małe zapasy, ale niedługo ludzie zaczną psioczyć i ja razem z nimi - mówi Jolanta Wegner z Kamienia Krajeńskiego, która pracuje w konarzyńskim punkcie aptecznym. - Już teraz leku, który zażywam, nie mogę kupować u siebie, tylko w innej aptece.
I zastanawia się: - Ciekawe, skąd wezmą się nagle magistrzy farmacji, skoro nawet o techników jest trudno.
Od wczoraj protestują
Zdesperowani właściciele punktów założyli Izbę Gospodarczą Właścicieli Punktów Aptecznych i Aptek. Należy do niej również Jolanta Szreder.
W poniedziałek Izba rozpoczęła protest. - Zbieramy podpisy pacjentów, bo przecież też o ich interesy chodzi - mówi Szreder. - Czemu ludzie na wsi mają być odcięci od leków? Czemu mają być zmuszeni jeździć do miasta i tym samym zwiększać koszty lekarstw?
Na stronie internetowej ministerstwa ukazał się komunikat: trwają prace nad nowelizacją rozporządzenia, która ma skorygować błędy. Czy to pomoże? - Szczerze mówiąc, nie wierzę w to - mówi Agnieszka Sobol.
- Jeśli niewiele się zmieni, to upadek większość punktów aptecznych to kwestia pół roku - ocenia Jolanta Szreder.