Nieszczęście, ale rodzina Morawskich wyszła z cało z pożaru. Usłyszeli niepokojące odgłosy ok. godz. 22.30, potem poczuli dym. Skąd? Okazało się, że do pożaru doszło na górze. To łazienka na poddaszu była zajęta ogniem. Decyzja - trzeba uciekać, za późno na gaszenie na własną rękę.
Żyją, ale stracili dorobek życia. Dom miał zaledwie kilka lat. Szkody wstępnie oszacowano na 200 tys. zł. Jest jasne, że dach, piętro trzeba budować od nowa.
Co się stało? Na tym etapie słyszymy, że budynek mógł zająć się ogniem od komina.
Sympatyczni, młodzi ludzi. Cenieni w miejscowości, stąd i decyzja o wyborze Joanny Morawskiej na sołtysa. Już wiadomo, że nie zostaną sami.
Samorząd oferuje pomoc, podobno ma być taka jaka powinna być udzielona w takiej sytuacji. Mowa jest m.in. o postawieniu doraźnie domku holenderskiego i wsparciu w znalezieniu firmy, która wybudowałaby nowy dach.
Odzew jest również w sieci. Zaczęto zbiórkę na portalu Wrzutka.pl.
- Asia to „złota kobieta”, „dobry człowiek”, „nasza duszyczka”. Jest szczęśliwą żoną Leszka i najukochańszą mamusią Sebastiana - napisała inicjatorka akcji Anna Bielawska-Jutrzenka. - Jest nauczycielem, wychowawcą i wreszcie naszym (mieszkańców małych Będźmierowic w gminie Czersk) nowym sołtysem. Bo, kto jak nie ona? Zbudowała dom sama, z mężem, z rodziną, system gospodarczym. Dom, o jakim zawsze marzyła, dom, którego drzwi stały zawsze otworem dla każdego, dom, który był jej ostoją... Dom, do którego wróciła w piątkowy wieczór ze swoimi chłopakami po wspólnym urlopie... Dom, którego progi przekraczając, zwykła mawiać „nareszcie w domu”, „nie ma jak w domu”. Tak powiedziała również tego feralnego dnia, nie sądziła wówczas, że za niespełna trzy godziny straci go...
Pożar wybuchł nagle, nieoczekiwanie, po godz. 22, kiedy rodzina szykowała się do snu.
- Asia, która w siłę Najwyższego wierzyła zawsze, teraz mówi, że Ręka Boska obroniła ich przed większym nieszczęściem, przed tragedią - zauważa Bielawska-Jutrzenka. - Na górze bowiem (gdzie znajdowało się źródło ognia) mieści się pokój jedynego syna, który, stęskniony przyjaciół, wyszedł z domu... Ona zasypiała na dole, towarzyszył jej mąż Leszek, który usłyszał hałas, jakby strzały, które początkowo lokalizował w kotłowni, garażu, aż wreszcie poszedł na górę, gdzie po otwarciu drzwi spotkał się z falą ognia...
Zdążyli zabrać tylko dokumenty i telefon i uciekli, wzywając pomocy. Z pokoju Sebastiana nie zostało nic (podobnie, jak z całego użytkowego poddasza), dach - konstrukcja, poszycie zostały doszczętnie zniszczone. Dół budynku - choć strażacy nie pozwolili, by ogień dotarł i w to miejsce, został zalany. Przyjaciele wierzą, że niebawem- czy na fundamentach tego, co pozostało, czy na nowych, rodzina zbuduje kolejny, który będzie owocem solidarności ludzi dobrej woli.
Pierwszą noc rodzina spędziła u rodziny. Niebawem zamieszkać mają w tzw. domku holenderskim.
Flesz - wypadki drogowe. Jak udzielić pierwszej pomocy?