Dilan gości obecnie w Poznaniu. Do Polski, na kilka dni, przyjechał z rodziną - żoną Bożeną oraz dziećmi - Marcinem i Natalią. Na stałe mieszkają w Szwecji.
Uciekł ze swojego kraju
- Był rok 1981. Uciekłem ze swojego kraju. I przyjechałem do Polski. Studiowałem architekturę w Białymstoku. To tu, dwa lata później, poznałem Bożenę. Kształciła się na pedagoga i psychologa.
Wzięli ślub. - Z czasem "władza ludowa" nakazała mi opuścić Polskę. Powiedzieli, żebym wracał do swojego kraju. Nie mogłem. Dali wybór - Norwegia albo Szwecja. Wybrałem to drugie.
Pojechał sam. W Polsce zostawił żonę i dziecko. - Na szczęście, po czasie, udało mi się zabrać moją rodzinę...
Od 20 lat mieszkają w Szwecji. Dziś Natalia ma 22 lata, Marcin - 11. W domu mówią po... polsku. Wszyscy.
- Ja czuję, że Polska to mój kraj. Moja Ojczyzna. W Iraku nie byłem 29 lat - wyznaje Dilan, który nazwisko Kondrat przejął po żonie.
To ich akumulator

Rodzina Kondratów: Bożena, Marcin, Dilan i Natalia
(fot. Fot. Iwona Woźniak)
Kondratowie, mimo iż mają dom w Szwecji, są bardzo silnie emocjonalnie związani z Polską. Wszystko za sprawą odbywających się cyklicznie Spotkań Rodzin Polonijnych, w których zawsze uczestniczą. Efekty widać jak na dłoni.
Natalia, dziś studentka prawa (- Zamierza kształcić się również w prawie polskim - tłumaczy mama Bożena), mówi z uśmiechem: - Te spotkania rodzin polonijnych to nasz akumulator.
Wraz z Kondratami są teraz w Polsce i inne rodziny. W sumie ponad 80 osób, które przyjechały z 11 krajów Europy. Uczestniczą w spotkaniu pod hasłem "...ziemia skąd nasz ród..." - Św. Wojciech Patronem Polski i Europy. Zwiedzili Gniezno, Poznań, Lednica, Biskupin, Trzemeszno, Mogilno i... kościółek w Gąsawie. To właśnie tu ich spotkaliśmy.
To zasługa kobiet
Rodziny polinijne zawitały do kościoła w Gąsawie.
(fot. Fot. Iwona Woźniak)
- Być w kraju swoich przodków. Dotknąć ważnych wydarzeń, historii. To jeden z celów tych spotkań. Istotne jednak, aby uczestniczyły w nich całe rodziny. Na to kładziemy szczególny nacisk - mówią ks. Eugeniusz Klimiński i Janusz Korzeniowski - pierwotnie organizatorzy Spotkań Rodzin Kresowych, dziś również Spotkań Rodzin Polonijnych z całej Europy.
Podkreślają przy tym, że emocjonalne przywiązanie do Ojczyzny, sentymentalne powroty, choćby wakacyjne, to zasługa polskich kobiet mieszkających za granicą.
- Nazywamy to emigracją sercową polskich kobiet. I chwała im - za ich religijność, patriotyzm. To niebywałe, że nawet dzieci, które urodziły się za granicą, a mają matkę Polkę, potrafią jeździć nawet po 200 kilometrów do szkoły, w której uczą się polskiego... Wielu z nas, Polaków mieszkających w swojej Ojczyźnie, chyba nigdy tego nie zrozumie. Jak wielka jest w nich siła, poczucie przynależności do kraku przodków.
Natalia i Marcin Kondrat, mimo iż w domu mówią po polsku, także nieprzerwanie szlifują ten język. - Mają dwie godziny tygodniowo polskiego - tłumaczy tata Dilan.
Dziś rodziny polonijne spotkają się na Lednicy z o. Janem Górą. A jutro wyjeżdżają do swoich domów. Jednak za rok pewnie znów przyjadą do swojej Ojczyzny.
Trochę historii
Dzieci polonijne i (po lewej) ks. Ryszard Kwiatkowski - proboszcz gąsawskiej parafii
Spotkania Rodzin Polonijnych są stosunkowo nową inicjatywą, która rozwinęła się dzięki wsparciu Stowarzyszenia Wspólnota Polska i Fundacji Pomocy Polakom na Wschodzie. Dwa projekty, realizowane przez wiele lat niezależnie, "obok siebie" - zjazdy rodzin z Kresów i spotkania rodzin z Europy Zachodniej połączyły się w jedno znaczące wakacyjne wydarzenie. Wyjątkowość tego Spotkania polega na tym, że w jednym miejscu spotykają się licznie rodziny polskie żyjące poza granicami Ojczyzny. W ten sposób połączone inicjatywy bardzo się ubogaciły wzajemnymi relacjami. Mają dwa "skrzydła" i oddychają dwoma płucami...
Więcej informacji na stronie www.spotkaniarodzinpolonijnych.pl