Co innego cukrownicy z "Łap" i "Lublina", którzy przyjechali wczoraj do Przysieka pod Toruniem negocjować z Krajową Spółką Cukrową.
- Koszula bliższa ciału. Centrala spółki znajduje się w Kujawsko-Pomorskiem i tylko dlatego zostawia tamtejsze fabryki - uważa Grzegorz Ryczek, stojący na czele Komitetu Obrony Cukrowni "Lublin".
- W głowie mi się nie mieści, że koncern chce zrezygnować z całej ściany wschodniej i ot tak pozbawić ludzi pracy. W Łapach bezrobocie wynosi około 20 procent, a cukrownia to jedyny duży zakład. Jeśli zostaniemy zwolnieni, bardzo trudno będzie nam znaleźć inną pracę - mówił rozgoryczony Ryszard Łapiński, przewodniczący związku zawodowego "Polski Cukier" w fabryce "Łapy".
Zapowiedział wczoraj, że w najbliższych dniach pracownicy zakładu zablokują wydawanie cukru. - Zastanawiamy się też nad zawiadomieniem prokuratury o niegospodarności koncernu - przyznał przewodniczący związkowców.
Będzie coraz ostrzej
Na celowniku Krajowej Spółki Cukrowej znalazła się też fabryka w Lublinie. Jej załoga i współpracujący z cukrownią plantatorzy buraków protestują już od 11 grudnia. Na razie nie wydają z magazynów cukru i melasy.
- Spółka chce nie tylko wygasić w "Lublinie" produkcję, ale też zdemontować wszystkie maszyny i urządzenia. Chce po prostu zrównać nasz zakład z ziemią - denerwowali się cukrownicy. - Nie dopuścimy do tego! - mówili i już zapowiedzieli zaostrzenie protestu, jeżeli KSC nie zmieni swoich planów.
Nie chcą odszkodowań
Z decyzją spółki o wygaszeniu rejonu plantacyjnego Łap nie chcą pogodzić się też tamtejsi rolnicy uprawiający buraki cukrowe. - W wielu regionach Polski plantatorzy byli gotowi dobrowolnie zrezygnować z limitów, byle tylko dostać unijne odszkodowania. My natomiast chcemy siać buraki, ale KSC nie chce nam na to pozwolić - mówił w Toruniu Marcin Jastrzębski, plantator z Łap. - Kto wie, czy za kilka lat, kiedy buraków będzie coraz mniej, ich cena gwałtownie nie wzrośnie? Pieniądze z Unii nie zrekompensują nam wtedy takich strat - przekonywał.
Unia nie daje wyboru
Decyzję o zlikwidowaniu cukrowni wymusiła na KSC unijna reforma rynku cukru, która zakłada zmniejszenie jego produkcji w całej Europie do 2010 roku o około 6 milionów ton. - Musimy zamknąć dwie mniejsze lub jedną większą fabrykę. Jeżeli sami tego nie zrobimy i nie oddamy 13,5 procent naszego limitu, zabierze go nam Komisja Europejska, ale wtedy nie dostaniemy już ani grosza odszkodowania - wyjaśnia "Pomorskiej" Krzysztof Kowa, prezes koncernu.
Zdaniem spółki pod nóż powinny pójść "Łapy" i "Lublin", ponieważ przemawiają za tym osiągane przez nie wyniki ekonomiczne. - Większość plantatorów współpracujących z cukrownią "Lublin" produkuje raptem do 10 ton cukru. Uprawy znacznie oddalone są od zakładu, średni promień dowozu wynosi około 50 kilometrów, w Łapach nawet 70 kilometrów, przez co wzrastają koszty transportu buraków - argumentują przedstawiciele KSC.
W najbliższy poniedziałek, także w Przysieku, odbędzie się druga tura rozmów KSC z pracownikami i plantatorami. - Nie wykluczamy, że po tych konsultacjach zmodyfikujemy trochę nasz plan restrukturyzacyjny. Zmiany mogą jednak dotyczyć tylko poszczególnych gmin, a nie całych rejonów plantacyjnych, czy cukrowni - wyjaśnia Łukasz Wróblewski, rzecznik prasowy koncernu.
"Ostrowite" zamknięte
Negocjacji ze swoją załogą nie prowadził natomiast koncern British Sugar Overseas Polska, który wczoraj oficjalnie poinformował o zamknięciu fabryki w Ostrowitem (powiat rypiński).