Zobacz
Więcej informacji z Bydgoszczy na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Historię budynku na skraju Miedzynia i Prądów, przedstawiliśmy już na łamach "Gazety Pomorskiej" w ostatni piątek. Przypomnijmy, że niepozorna budowla jest związana z wojennymi losami naszego miasta.
Dawni właściciele młyna, rodzina Tańskich, zostali rozstrzelani przez hitlerowców 5 września 1939 roku. Zginęli w lasku na skraju osiedla, kilkadziesiąt metrów od budynku. Tylko za to, że poprzedniego dnia przyjęli pod swój dach polskich żołnierzy, którzy bronili tak zwanego "przedmościa bydgoskiego". Dziś o tych wydarzeniach informuje spacerowiczów tylko mała tabliczka.
Spacerowicze pamiętają
Do młyna można trafić dwiema drogami. Od przystanku autobusu linii nr 56, który zatrzymuje się przy ulicy Nakielskiej, w pobliżu ulicy Agatowej, mamy do przejścia niecałe trzysta metrów.
Inną drogę natomiast dobrze znają mieszkańcy Miedzynia i Prądów. Prowadzi ona do młyna skrajem lasu, wzdłuż doliny strumyka. - Bywałem tu już w dzieciństwie. Mieszkałem około cztery kilometry stąd, na Jarach - opowiada pan Mieczysław Recki, dziś mieszkaniec domu przy pobliskiej ulicy Maciaszka. - Pamiętam rowerowe wypady z kolegami. Mawialiśmy wtedy, że jedziemy do młyna. Aż się prosi, by ktoś w końcu odnowił ten budynek.
Muzeum i kafejka?
Młyn przez długie lata po wojnie pozostawał własnością Lasów Państwowych. Sześć lat temu przejęła go kuria Diecezji Bydgoskiej. Zdewastowany budynek z czerwonej cegły jest też ujęty w ewidencji wojewódzkiego konserwatora zabytków. Nie ma go jednak jeszcze w rejestrze nieruchomości objętych opieką konserwatorską. Od niedawna za to ma nowych właścicieli.
- Kupiliśmy młyn, bo to niezwykłe miejsce - mówi Joanna Stadnicka, współwłaścicielka sąsiadującej z tą działką restauracji "Nad Strugą". - Już prawie dwa lata temu mieliśmy plany gruntowego wyremontowania zabytkowego budynku. Pracowaliśmy nad nimi wspólnie z nieżyjącym już Sebastianem Malinowskim z Fundacji Kanału Bydgoskiego. W młynie miało powstać coś na kształt małego muzeum i może kafejka...
Drogi remont zabytku
Z powodów rodzinnych Stadniccy zawiesili swoje plany na ponad rok. Teraz wracają do pomysłu.
- Generalny remont młyna okazał się niestety bardzo kosztowny. Tak to bywa ze starymi budynkami, że często o wiele łatwiej jest zbudować nowy gmach. Mimo że obok postawiliśmy nową restaurację, nie pozwolimy, żeby młyn dalej popadał w ruinę - wyjaśnia Stadnicka. - Jeśli nie w przyszłym roku, to w następnym znajdziemy pieniądze na jego remont.
Zimą do młyna na łyżwy
Nowi właściciele historycznego budynku dodają, że nie od razu zabiorą się za odnowienie całego młyna. - Najpierw skupimy się na tym, by na małą kafejkę zaadaptować samą parterową przybudówkę - mówi Joanna Stadnicka. - Wiele osób przyjeżdża na tutejszy cmentarz. Przy tej okazji, szczególnie starsze osoby mogłyby sobie u nas usiąść, wypić herbatę, czy kawę i porozmawiać ze spotkanymi znajomymi.
Stadniccy chcą, żeby młyn przyciągnął bydgoszczan przez cały rok: - Mamy wstępny projekt wykonania stawu, który ma powstać za budynkiem. Zresztą - w tym samym miejscu co przed kilkudziesięcioma latami. Zimą korzystaliby z niego łyżwiarze.