Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes KS Toruń Przemysław Termiński: Medal? Trzeba było zatrudnić innych zawodników

Joachim Przybył
Przemysław Termiński na medal musi poczekać przynajmniej rok.
Przemysław Termiński na medal musi poczekać przynajmniej rok. Sławomir Kowalski
Prezes toruńskich żużlowców Przemysław Termiński o finansach spółki, powodach kryzysu w drużynie, kapryśnych kibicach i planach na przyszłość.

Rok temu mówił pan o żużlu, że to dziedzina odmienna od dotychczasowych pana zajęć. Te dwanaście miesięcy dużo przyniosło zaskoczeń?

- Okazało się, że mogę się w tym świetnie realizować. Mam nadzieję, że dużo lepiej i z większą przyjemnością niż we wcześniejszych przedsięwzięciach. Zaskoczyło mnie niewiele rzeczy. Chyba najbardziej kibice, którzy mają gigantyczne oczekiwania, ale też jednocześnie niespecjalnie chcą się angażować. Boli mnie często ten hejt, bo wtedy okazuje się, że niewiele osób docenia to, co robimy. Zawsze znajdzie się powód do krytykowania, ale czasami to jest chyba złość dla samej złości. Będąc na zewnętrz klubu nie przypuszczałem, że jest to tak trudne. Dodam jednak, że spotykam się także z wieloma postawami zupełnie odmiennymi. Wiele osób podchodzi, gratuluje, życzy powodzenia.

Jednym z pana najważniejszych celów było zapełnienie Motoareny. To nie do końca się udało. Torunianie znudzili się żużlem?

- Chyba nie, w mieście jest po prostu wiele innych imprez kulturalnych i sportowych. Jest duża konkurencja i torunianie mają w czym wybierać. W samym sporcie mamy kilka drużyn ekstraligowych i to naturalne, że kibice się wtedy dzielą. Wydaje mi się, że liczba stałych kibiców żużla jest niezmienna w Toruniu od lat i oni przychodzą regularnie na stadion. Pewnie, że chciałoby się ich na stadionie jak najwięcej, ale to nie takie proste.

Plany finansowe udało się zrealizować?

- W przypadku wpływów z biletów osiągnęliśmy zakładany cel. Bardzo trudna do definicji jest kwestia cen biletów. Po pierwszych meczach kibice narzekali, że są za wysokie. Więc je obniżyliśmy i ta frekwencja wcale nie wzrosła w widoczny sposób. Pracujemy i będziemy jeszcze więcej nad promocją klubu i drużyny. Cały czas staramy się pokazywać, że to nie tylko sport, ale naprawdę fajny sposób spędzania niedzielnego popołudnia. W tym wypadku jednak problemem staje się godzina meczu. O 19.30 to już traci charakter sportu dla rodziny. Kolejny czynnik to transmisja telewizyjna. Wydaje mi się, że każda odbiera nam ze stadionu przynajmniej 3 tysiące osób.

Głównym magnesem dla kibiców jest więc wynik?

- Nie zgadzam się. Awansowaliśmy do półfinału, mieliśmy atrakcyjnego rywala w postaci Unii Leszno, a na meczu było może 7,5 tysięca osób.

W jakiej kondycji spółka kończy ten sezon?

- Ostatecznego podsumowania dokonamy dopiero po Grand Prix w sobotę, to istotny element budżetu. Zakończymy rok stratą, pewnie nawet całkiem sporą. To jednak nie problem, zostanie pokryta z moich prywatnych środków.

Czyli na sporcie nie da się zarobić?

- Myślę, że to możliwe. Kwestia finansów jest związana z inwestycjami w funkcjonowanie klubu, infrastrukturę, kosztami szkolenia. Samo funkcjonowanie drużyny nie jest takim problemem, choć koszty żużla być może cały czas w Polsce są za wysokie. W naszym klubie staram się, żeby zawodnicy zarabiali dokładnie tyle, na ile zasługują.

Klub chciał pan prowadzić jak jedną ze swoich firm. Udało się?

- Tak staram się to robić.

A kwestie oceny pracowników? Jeśli w innej pana firmie ktoś raz, drugi i trzeci nie wywiąże się ze swojego zadania?

- Trzeba jednak odróżnić dwie rzeczy: pracownik firmy to jedno, a zawodnik kontraktowany to zupełnie coś innego. Żużlowiec ma umowę na czas określony i jego wynagrodzenie uzależnione jest od wyników na torze. Jak nie zrobi wyniku, to nie płacę. Pierwszy moment rozliczenia to koniec sezonu, gdy decydujemy o przedłużeniu bądź nie kontraktu.

Czwarte miejsce to sukces tej drużyny czy rozczarowanie dla pana?

- Jestem zadowolony, że awansowaliśmy do play off. Już mniej z faktu, że dokonaliśmy tego w zasadzie dzięki Aleksandrowi Łoktajewowi. Na pewno mogło być lepiej. Spadek formy, zwłaszcza Łaguty i Doyle’ a, kosztował nas miejsce na podium. Pozostaje więc niedosyt. Oglądałem w niedzielę dekorację finalistów, trochę łza się w oku kręciła i pojawiło się pytanie: dlaczego nie my? To jednak także mobilizacja, żeby w przyszłym roku zbudować drużynę na miarę medalu.

Ma pan teorię, co się stało z drużyną od lipca?

- Może motywacja spadła, może jakieś przemęczenie. Z drugiej strony, nie przegrywaliśmy tych meczów wysoko, w niektórych decydował jeden wyścig. Przyczyn pewnie było wiele, ale spójrzmy na innych, nie tylko tych na podium. Jak rozczarowani muszą być kibice w Zielonej Górze czy Gorzowie, którzy w ogóle nie oglądali play off.

Za panem rok doświadczeń. Gdyby była taka możliwość, zmieniłby pan coś rok temu?

- Tak, zatrudniłbym przynajmniej dwóch innych zawodników, których rozważaliśmy i sami się o to prosili. Wtedy jednak trochę ulegliśmy presji kibiców, że jeden to wychowanek, drugi startuje tu od lat. Dziś ci sami kibice piszą, że jak oni zostaną, to nie będą przychodzić na mecze.

Lubi pan rozmawiać z kibicami w mediach społecznościowych.

- Generalnie lubię z ludźmi dyskutować, zwłaszcza na rzeczowe argumenty. Od początku starałem się budować otwartą relację z fanami i to na pewno się nie zmieni.

Czasami dość ostro i publicznie komentuje pan wyniki drużyny. Po jednym z meczów zapowiedział pan duże zmiany w składzie.
- To żadna tajemnica. Wiemy, że zmiany są konieczne i pracujemy nad tym. Na dziś pewne miejsce w zespole ma Paweł Przedpełski. Innych nie skreślamy, ale to nic pewnego. Będziemy rozmawiać o warunkach finansowych, bo nie może być tak, że zawodnik z gażą lidera jedzie na poziomie juniora.

Dla Łaguty i Holdera to był ostatni sezon w Toruniu?

- Nie powiedziałbym tego w tej chwili. Zwracam uwagę jednak, że Holder nie był kontraktowany jako lider na ten sezon. W mojej ocenie wywiązał się ze swojego zadania. O Łagucie już bym tak nie powiedział. Na jednym mi zależy w przyszłym sezonie: aby miejsce dla drugiego juniora zajął nasz wychowanek.

Unia Tarnów - KS Toruń 53:37, wideo: PGE Ekstraliga/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska