Przypomnijmy: prokuratura zarzucała byłemu proboszczowi parafii na Bielawach sfałszowanie dokumentu kurii - zaświadczenia o zarobkach. Ewa P., matka jego dziecka, została oskarżona o pomoc w przestępstwie. Zdaniem śledczych przy pomocy fałszywego zaświadczeni o zarobkach ksiądz chciał dostać kredyt na mieszkanie - niemal 94 tys. zł.
We składanych w prokuraturze były proboszcz częściowo przyznał się do winy. Wyznał śledczym, że sam przystawił fałszywe pieczątki na zaświadczeniu o zarobkach. Jednak w sądzie zmienił zeznania: twierdził, że zaświadczenie dostał z Kurii. Zeznawał też, że kanclerz Kurii nakłaniał go do składania fałszywych zeznań.
Ewa P. twierdziła, że nigdy nie widziała podrobionego dokumentu.
Ostatnim świadkiem, który stanął wczoraj przed sądem, była Wiesława S., biegła grafolog. Specjalistka przebadała zaświadczenie o zarobkach, które ksiądz P. złożył w banku.Opinia biegłej nie pozostawiała wątpliwości.
Jej zdaniem niemal całą treść zaświadczenia wypisała Ewa P., a podpis Katarzyny K., pracownicy kurii, został podrobiony. Oskarżeni próbowali na wiele sposobów podważyć opinię grafologa. Kiedy to się nie udało, ich obrońca wnioskowała o powołanie kolejnego biegłego, który wydałby następną opinię. Na to jednak nie zgodził się sędzia. - Opinia grafologa nie zawiera w sobie sprzeczności, jest oparta na bogatym materiale porównawczym - uzasadnił swoją decyzję.
W swojej końcowej przemowie prokurator wnioskował o rok więzienia w zawieszeniu i po 15 tys. zł grzywny dla oskarżonych. Obrońca Ewy P. prosiła o uniewinnienie swojej klientki. Z kolei Ewa P. tłumaczyła, że razem z byłym proboszczem padła ofiarą spisku kościelnych hierarchów.
- Przez ostatnie dwanaście lat byłam obiektem zainteresowania duchownego - mówiła w sądzie kobieta. - Uznaję to za typową zemstę, bo nigdy nie uzyskał nic ode mnie - jako kobiety.
Podobne wątki w swoim przemówieniu poruszał były proboszcz. - Po ponad dwudziestu latach pracy kuria zrobiła ze mnie przestępcę - mówił.
Wyroku możemy spodziewać się w piątek.
Czytaj e-wydanie »