pomorska.pl/bydgoszcz
Więcej informacji z Bydgoszczy na stronie www.pomorska.pl/bydgoszcz
Proces toczy się w bydgoskim sądzie od roku. To dlatego, że Janusz U. miał i niemieckie, i polskie obywatelstwo. Zatrzymano go w Berlinie, na podstawie europejskiego nakazu aresztowania. Do ekstradycji doszło jesienią 2008 roku.
Moda, sukces i upadek
Sprawa sięga końca lat dziewięćdziesiątych, kiedy Janusz U. stał się potentatem odzieżowym. Jego firma Ortis Fashion straciła płynność finansową na przełomie 1999 i 2000 roku, kiedy kluczowy zagraniczny kontrahent odrzucił jedną z większych partii eksportowanej do Niemczech odzieży. Gwoździem do trumny była "lekka ręka" Janusza U., który wydawał pieniądze na wystawne życie, nie rozliczając pieniędzy pobranych z kasy Ortis Fashion. To zresztą jeden z zarzutów prokuratury, która twierdzi, że zdefraudował on 22 tysiące złotych.
Zdaniem prokuratury w tym samym czasie zapadła decyzja o tym, żeby rozkręcić hodowlę marihuany na dużą skalę, która miała przynieść spory zysk.
Gorące konopie
Plantacja została (to też był spory wydatek) wyposażona w nowoczesne wyciągi, instalacje grzewcze i oświetleniowe. Zakup sprzętu niezbędnego do uruchomienia produkcji pochłonęła według śledczych kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Interes, który Janusz U. prowadził z Robertem H., jego holenderskim kooperantem, nie powiódł się, bo biznesmen miał w Bydgoszczy zbyt wielu znajomych. Wiosną 2000 roku do pomieszczeń po byłej pieczarkarni w Osielsku wkroczyli mundurowi. Plantację zlikwidowano, a kilkadziesiąt kilogramów gotowych do sprzedaży narkotyków zarekwirowano i zniszczono. Nie wiadomo dokładnie, ile marihuany szajka zdążyła wprowadzić
Kryminalnym nie udało się zatrzymać Janusza U. On sam (to także twierdzenie prokuratury) zlecił po wpadce w Osielsku porwanie dla okupu dwóch braci van O., Holendrów, których Robert H. zatrudnił do przygotowanie linii produkcyjnej konopi indyjskich.
W porwaniu brali udział m.in. Stefan Ch. i Jacek W., ps. Szafir. Mieli oni przetrzymywać obcokrajowców w skrajnych warunkach i torturować ich. Wpadli w zasadzkę na stacji paliw w Bydgoszczy, kiedy przyjechali po okup, który miała przekazać rodzina braci van O.
Nie rozliczał się
Wczoraj proces kontynuowano pod nieobecność kilku oskarżonych (w tym "Szafira"), którzy odpowiadają z wolnej stopy. Na sali był jednak Janusz U., który został w 2008 roku tymczasowo aresztowany.
W sądzie miała wczoraj zeznawać była żona biznesmena, Miss Polski z 1993 roku. Nie stawiła się na rozprawę, ale przyszli inni świadkowie. Wyjaśnienia składała m.in. właścicielka bungalowu przy ulicy Szczecińskiej, wynajmowanego w 2000 roku przez konkubinę Jacka W. - "Szafira". - Przyjeżdżały tu różne samochody, nawet z zagranicznymi rejestracjami. Sąsiedzi, którzy się lepiej orientowali ode mnie, mówili mi, że bywał tu też Janusz U. - opowiadała kobieta.
Sędzia Małgorzata Lessnau-Sieradzka pytała m.in. o rozkład domu na Czyżkówku. Właścicielka wyznała, że jest w nim jedno wejście, ale z garażu też można dostać się do mieszkania - windą.
Ciekawe były zeznania byłej pracownicy Janusza U. - Byłam świadkiem, jak szef wyciągał pieniądze z firmowej kasy i dawał swojej żonie, wyliczając co ma sobie kupić. Prosiłam go, żeby rozliczał się z zaliczek, które pobierał z kasy. Powiedział, że to jego firma i nie mam wnikać w szczegóły - stwierdziła.