Do Sądu Okręgowego w Bydgoszczy dotarł już wniosek o złożenie apelacji od wyroku, jaki w ubiegłym roku zapadł w sprawie zamachu na życie Piotra Karpowicza, dyrektora PZU w Bydgoszczy.
- Po zapoznaniu się z treścią uzasadnienia wyroku uznaliśmy, że wywiedzenie apelacji jest konieczne - mówi Jerzy Ziarkiewicz, prokurator regionalny z Lublina cytowany przez Gazetę.pl. - Zarzuty wobec oskarżonych są bardzo poważne, nie zgadzamy się z wyrokiem uniewinniającym.
Już pod koniec roku lubelscy śledczy zapowiadali, że wprawdzie kluczowe dla nich jest zapoznanie się z treścią uzasadnienia, ale zamiar złożenia apelacji od wyroku wydaje się dość oczywisty. - Musiałyby wystąpić jakieś szczególne okoliczności, by prokuratura zgodziła się z uniewinnieniem. Sprawa jest „wiekowa” i rozstrzygnięcia były różne – usłyszeliśmy w lubelskiej prokuraturze.
Bydgoski sąd wyrokiem ogłoszonym w czerwcu 2019 roku uniewinnił wszystkich pięciu oskarżonych o zlecenie, przygotowanie i przeprowadzenie zamachu. Sprawa dotyczy śmierci dyrektora oddziału Likwidacji Szkód i Oceny Ryzyka w oddziale PZU w Bydgoszczy w styczniu 1999 roku. Piotr Karpowicz został zastrzelony na parkingu za gmachem ubezpieczalni przy ulicy Wojska Polskiego w Bydgoszczy.
"Musiałyby wystąpić jakieś szczególne okoliczności, by prokuratura zgodziła się z uniewinnieniem"
Dopiero pięć lat później rozpoczął się proces oskarżonych o zlecenie i przeprowadzenie zamachu. Na ławie oskarżonych zasiadł Tomasz Gąsiorek, właściciel autoryzowanej stacji obsługi Mercedesa w Brzozie pod Bydgoszczą. Razem z nim oskarżeni zostali: skazany za kierowanie grupą przestępczą Henryk M. (obecnie L.) o pseudonimie „Lewatywa” uchodzący za bossa bydgoskiego światka oraz trzej jego ludzie: Adam S. „Smoła”, Tomasz Z. i Krzysztof B. W oskarżeniu pomogli świadkowie anonimowi, a później zeznania obciążające grupę „Lewatywy” i Gąsiorka złożył też świadek koronny (nieżyjący już) Dariusz S. „Szramka”.
Karpowicz miał w opinii prokuratury udaremnić gigantyczne oszustwo, do którego spółkę mieli wcześniej - jak pierwotnie przekonywał Robert Bednarczyk, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie zawiązać Gąsiorek i „Lewatywa”. Chodziło o sprowadzenie z USA wartej 55 mln zł maszyny do zgniatania karoserii. Machina miała zostać skradziona podczas transportu, na trasie Gdańsk-Sławęcinek.
Zobacz także: Działo się: Największe sprawy kryminalne i sądowe w 2019 roku. 2020 też będzie ciekawy!
Według zeznań świadka koronnego Dariusza S. „Szramki”, wynajęci przez „reżyserów” tego przekrętu Litwini mieli próbować wymusić na dyrektorze Karpowiczu wypłatę odszkodowania.
Z kolei przesłuchiwany w sprawie świadek incognito mówił o Adamie S. oskarżonym o zastrzelenie dyrektora: - Po morderstwie „Smoła” wyremontował sobie łazienkę, czym się zresztą chwalił. Mówił, że jest nietykalny, przez cały czas chodził z bronią. Nie pamiętam, jakiego typu. To była broń koloru srebrnego. Inni (członkowie grupy przestępczej - red.) też mieli broń. S. nigdy nie powiedział wprost, dlaczego jest nietykalny, ale ja byłem na sto procent przekonany, że to on zabił Karpowicza. Chodził w białych butach pobrudzonych od krwi. Mówił, że to krew jego wrogów.
"Smoła" dementował te rewelacje: - To kompletne bzdury. Jak ja mógłbym chodzić w butach brudnych od krwi? Jak ja miałbym się tak ludziom pokazać? Przecież to niehigieniczne. Co do remontu łazienki - mieszkanie z ADM dostałem dopiero w październiku 1999 roku i przecież musiałem je wyremontować. Te zeznania są śmieszne.
W sprawie zeznawał między innymi przedstawiciel ubezpieczalni Warta, bo właśnie z tą ubezpieczalnią do 2001 roku ASO Gąsiorka miała podpisane umowy o współpracy. - Ubezpieczalnia zakończyła współpracę z ASO Gąsiorka w marcu 2001 roku z powodu utraty zaufania - dodał świadek.
Zaznaczył też, że nie znał osobiście Piotra Karpowicza z PZU ani też nie wiedział, czy Tomasz Gąsiorek wcześniej współpracował z tą ubezpieczalnią. A ta okoliczność z kolei jest fundamentem aktu oskarżenia przeciw biznesmenowi, któremu prokuratura zarzuca zlecenie w 1999 roku zabójstwa Karpowicza.
Gąsiorek twierdzi, że od 1993 roku jego ASO nie była klientem PZU, „Lewatywę” zna tylko ze sporadycznych spotkań w kasynie i z tego, że raz odwiedził firmę w Brzozie, kiedy oddał do serwisu leasingowanego mercedesa. O tym, kim był Piotr Karpowicz, dowiedział się natomiast dopiero po jego śmierci.
„Szramka” wycofał te zeznania w 2013 roku, w drugim roku trwania drugiego już procesu o śmierć dyrektora. Pierwszy wyrok (uniewinniający) zapadł w 2009 roku. Kolejnym w 2014 roku skazano oskarżonych na 25 lat więzienia.
