https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Profesor przyznał się

Maciej Myga
Profesor Heliodor K. nie spodziewał się takiego obrotu  sprawy. Na zdjęciu: lekarza pociesza mecenas Janusz  Olkiewicz.
Profesor Heliodor K. nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Na zdjęciu: lekarza pociesza mecenas Janusz Olkiewicz. Jarosław Pruss
Oskarżony o korupcję profesor Heliodor K. przyznał się do winy. Sąd odrzucił jego wniosek o samoukaranie. Wyrok za rok, może dwa? Wczoraj w Bydgoszczy rozpoczął się proces Heliodora K., byłego szefa kliniki neurochirurgii Szpitala Uniwersyteckiego oraz jego współpracownika - dra Macieja Ś.

Pierwsza rozprawa miała niespodziewany przebieg. Po pierwsze, Heliodor K. przyznał się do winy. Po drugie, jego wniosek o dobrowolne poddanie się karze został odrzucony.
     Specyficzna sytuacja
     
- Okoliczności przestępstw budzą wątpliwości. Sytuacja, przed którą stanęliśmy jest specyficzna. Oskarżony dopiero teraz przyznał się do winy i nie podtrzymał zeznań z postępowania przygotowawczego, więc nie dysponujemy żadnymi dowodami. Nie ma się do czego ustosunkować - tłumaczył sędzia Marcin Taczalski.
     Profesor K. skłamał
     
A więc proces będzie prowadzony z udziałem K. i na pewno nie zakończy się szybko. Można podejrzewać, że wyrok zapadnie dopiero w drugiej połowie przyszłego roku, a może jeszcze później.
     Już wcześniej było wiadomo, że profesor K., na którym ciąży aż 21 zarzutów, głównie przyjęcia ponad 50 tys. zł łapówek, wystąpił z wnioskiem o wymierzenie mu kary bez przeprowadzania postępowania w sądzie, pomimo iż do winy się nie przyznawał. Wczoraj, po odczytaniu aktu oskarżenia, oświadczył, że jest winny. Nie podtrzymał także dotychczasowych zeznań z śledztwa. Oznacza to, że kłamał na przesłuchaniach.
     Zdeprawowany
     
Po odczytaniu przez sąd Heliodorowi K. jego "nieważnych" już zeznań, obrońca profesora - mecenas Janusz Olkiewicz, złożył wspomniany już wniosek o wymierzenie kary dla profesora. Miało być to pozbawienie wolności na 2 lata w zawieszeniu na 5 lat, 99 tysięcy złotych grzywny oraz zakaz obejmowania stanowisk kierowniczych w służbie zdrowia przez 2 lata. Drugi z adwokatów byłego ordynatora kliniki neurochirurgii, mec. Lech Sarnowski stwierdził m.in., że wniosek zasługuje na uwzględnienie, ponieważ Heliodor K. był deprawowany przez pacjentów. Z propozycją obrony nie zgodził się oskarżyciel posiłkowy - Stanisław Ratuszny, jeden z pokrzywdzonych pacjentów.
     Obrona utargowała
     
Po przerwie w rozprawie doszło do kolejnej sensacji. Ratuszny przystał na wniosek obrońcy profesora K. Okazało się, że obiecano mu zwrot pieniędzy za implanty, które, jak twierdzi - za namową lekarza kupił za własne pieniądze (ponad 5300 zł), chociaż takimi samymi dysponował bydgoski szpital. Na dodatek, podczas operacji użyto innych - podobno tanich i gorszej jakości.
     Stanisław Ratuszny, który przed rozprawą rozmawiał z dziennikarzami, stwierdził, że doniósł na lekarzy właśnie z uwagi na implanty. Płacząc, opowiadał, że go okradziono. Mówił też o swoim cierpieniu: - Od ponad pięciu lat czuję się coraz gorzej. Nie pomaga mi nawet morfina.
     **_Idzie "w zaparte"

     Targom na sali sądowej położył kres sędzia Marcin Taczalski, podejmując decyzję o odrzuceniu wniosku. Zanim to nastąpiło przesłuchano dra Macieja Ś.
     W przeciwieństwie do Heliodora K., jego najbliższy współpracownik Maciej Ś. zdecydowanie i kategorycznie nie przyznał się do winy. - _Nigdy nie przyjmowałem jakichkolwiek korzyści od pacjentów
- stwierdził.
     Lekarz, który zgodził się na składanie zeznań, spokojnie wyjaśniał przed sądem, że nigdy nie wymuszał na pacjencie, a dzisiaj oskarżycielu posiłkowym, organizacji imprez na terenie kliniki (to jeden z zarzutów). - Ta sprawa jest dla mnie kuriozalna. W swojej ponad dwudziestoletniej karierze nie spotkałem się i nie słyszałem o niczym takim - mówił neurochirurg.
     Zmarł w Wigilię
     
Oskarżonemu doktorowi Ś. postawiono także zarzut wymuszania na Stanisławie Ratusznym zamieszczania podziękowań w prasie. - Kiedyś przyszedł do mnie i poprosił, żebym podał mu pełną nazwę kliniki oraz moje tytuły. Nie pamiętam, czy napisałem je na kartce. Teraz wiem, że chodziło o zamieszczenie podziękowań. To była tylko i wyłącznie decyzja pana Ratusznego - zeznał Ś.
     Lekarz przypomniał także sprawę jednego ze swoich pacjentów, którego żona stwierdziła, że wręczyła Ś. 500 zł. - Rozumiem ból pani Z. Jej mąż leczył się u nas przez wiele miesięcy i zmarł w Wigilię. To jednak nie uzasadnia tak drastycznego rozmijania się z prawdą - zakończył lekarz.
     Kolejna rozprawa za miesiąc.
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska