W golubskiej placówce pielęgniarki, na znak solidarności z kolegami i koleżankami po fachu, przypięły do fartuchów wstążeczki. Zakład pracował normalnie, a nie jak podczas ostrego dyżuru. Nikt nie wziął urlopu na żądanie, by pojechać do stolicy.
- Zdecydowana większość lekarzy pracuje w nas na kontraktach - mówi prezes Piotr Karankowski. - To daje większe możliwości zarobku, niż przy umowie o pracę. Można wziąć na siebie więcej dyżurów. To lekarz odpowiada sam za swoją pracę i za to, przez ile godzin jest w stanie ją świadczyć.
W Rypinie po wolny dzień zgłosiło się 11 osób, zarówno pielęgniarki, jak i lekarze. Po to, by wziąć udział w warszawskiej manifestacji.
- Wynagrodzenia w służbie zdrowia, zwłaszcza tych, którzy mają umowy o pracę, są zbyt niskie. Wszyscy narzekają i mnie to nie dziwi - mówi dyrektor Zakładu Opieki Zdrowotnej Marek Bruzdowicz. - Ufam, że zapowiedziane podwyżki dojdą do skutku. Chociaż wyznaję zasadę "umiesz liczyć, licz na siebie".
Tymczasem sytuacja z obietnicami resortu zdrowia nie jest jasna.
- W obecnym stanie prawnym niemożliwe jest przekazanie z Narodowego Funduszu Zdrowia pieniędzy bezpośrednio na podwyżki. Takie informacje przekazał prezes Jerzy Miller na konferencji zorganizowanej przez Związek Powiatów Polskich - mówi wicestarosta rypiński Marek Błaszkiewicz.
NFZ może jedynie zwiększyć kontrakty dla szpitali, ale to placówki same by decydowały czy dodatkowe pieniądze dać na pensje.
W Golubiu pielęgniarki zarabiają średnio 800-850 zł netto, w Rypinie 1,2 tys. zł. Ostatnia podwyżka, o pięć procent, w obu placówkach miała miejsce w styczniu. W Golubiu w br. zwolniło się siedem osób, ale - jak zapewnia prezes - nie ma kłopotów z obsadą. W Rypinie jest ona kompletna.