Sprawa trafiła do sądu. Jest na wczesnym etapie. Kolejna rozprawa odbędzie się 7 października. - Tego dnia zostaną przesłuchani pierwsi świadkowie - tłumaczy Bogdan Tężycki, prezes Sądu Rejonowego w Grudziądzu.
Przeczytaj także: Dramat trwał od lat. Syn znęcał się nad 50-letnią matką
Rany od trzonka
W sumie powołano około 30 świadków. Małżeństwu ze wsi w gminie Świecie nad Osą (pow. grudziądzki) prokuratorzy postawili zarzut psychicznego i fizycznego znęcania się nad nieporadnym mężczyzną, który u nich mieszkał i pracował.
Zdaniem śledczych, Janusz K. był męczony przez kilka lat. W tym czasie miał być "wielokrotnie bity rękami, pięściami oraz różnymi przedmiotami (trzonkiem i kijem)". Efektem tego okładania były siniaki i rany. Na biciu - twierdzą prokuratorzy - małżeństwo wcale nie kończyło.
K. miał bowiem przechodzić horror psychiczny. Chodzi tutaj o poniżanie przez dawanie resztek jedzenia, zmuszanie do mycia w brudnej wodzie i wykonywania ciężkiej pracy.
Dotarliśmy do trzech powołanych przez sąd świadków. Jeden z nich uznał, że "nic nie widział", dwoje potwierdziło: "Janusz został pozbawiony godności". - Nikomu nie życzę, aby przeżył taką gehennę. Widziałam, jak kąpał się z kaczkami i jadł resztki jedzenia, na które już nikt nie miał ochoty - mówi świadek.
Sąsiedzi oskarżonego małżeństwa twierdzą, że dzieci ze wsi na Janusza K. wołały Yeti. Skąd to przezwisko? - Był strasznie chudy, zarośnięty i pokryty grubą warstwą brudu. Bywało, że chodził w łachmanach - dodaje inny świadek. - Na co dzień mieszkał w kotłowni, choć jego "opiekunowie" mają ogromny dom.
Dlaczego nie było reakcji?
Sąsiedzi małżeństwa twierdzą, że nie pozostawali obojętni na los Janusza K. Przekonują, że informacje na temat jego sytuacji miała m.in. opieka społeczna.
- Pan Janusz był naszym podopiecznym. Otrzymywał bowiem rentę socjalną. Co jakiś czas składaliśmy mu wizyty. Przyjmował nas w swoim pokoju, który nie budził zastrzeżeń - twierdzi Małgorzata Deręgowska, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Świeciu nad Osą.
Janusz K. zmarł na początku ubiegłego roku. Miał wówczas około 50 lat. Po jego zgonie prokuratura wszczęła śledztwo, które miało wyjaśnić czy jego "opiekunowie" mogli nieumyślnie przyczynić się do jego śmierci. To postępowanie zostało jednak umorzone. Dlaczego? - Ponieważ biegli uznali, że przyczyną śmierci tego mężczyzny była choroba - wyjaśnia Agnieszka Reniecka, zastępca prokuratora rejonowego w Grudziądzu.
"Opiekunowie" K. są gospodarzami. Wygląd posesji wskazuje, że biedy raczej nie klepią. Żona jest o kilka lat młodsza od swojego męża. Mają dzieci. W skrócie: zwykła, normalna rodzina. W tym gospodarstwie Janusz K. mieszkał od dawna. Z właścicielami posesji biologicznie nie był spokrewniony. Przed wieloma laty trafił tutaj z domu dziecka. Jego gehenna zaczęła się, gdy był już dorosły.
- On był nieporadny. Potrzebował opieki, a nie bicia. Nie mogłam mu pomóc za życia. Chcę to zrobić teraz - mówi jedna z kobiet, która będzie zeznawać przeciwko "opiekunom" Janusza K.
Udało się nam ustalić adres małżeństwa oskarżonego o znęcanie się nad mężczyzną. Drzwi otworzyła żona. Nie chciała jednak rozmawiać na temat stawianych przez śledczych zarzutów.
Czytaj e-wydanie »