To wprawdzie obraz stary jak kino, ale jakże zawsze świeży i krzepiący. Zwłaszcza jeśli towarzyszy mu wyśmienite aktorstwo - jak to jest w przypadku "Statystów".
Pysznie zagrane
Obok aktorów doświadczonych jak Anna Romantowska (to jest powrót na ekran po kilkuletniej - jeśli nie liczyć epizodu w filmie "Solidarność, Solidarność..." - nieobecności) i Krzysztof Kiersznowski (Wąski w "Kiler-ach 2-óch"), pojawiają się młodzi: Małgorzata Buczkowska (wyrazista kreacja w "Odzie do radości") i Łukasz Simlat (Kudra w "Vincim"), nie mówiąc o niekwestionowanych gwiazdach polskiego kina: Kindze Preis i Bartoszu Opani. Ten aktorski potencjał twórca "Statystów" wykorzystuje pod wieloma względami. Warto, na przykład, zwrócić uwagę na scenę castingu, który przeprowadza chińska ekipa - w jakimś sensie odtworzenie castingu, jaki przeprowadził sam Kwieciński (reżyser) w Chinach: niby wszyscy zachowujemy się w określonych sytuacjach tak samo, ale w zbliżeniu okazuje się, że poszczególne gesty mogą znaczyć co innego.
Nie tylko kung-fu
Liczne nieporozumienia, do jakich dochodzi na planie realizowanego przez Chińczyków filmu, znajdują swą kulminację w kluczowej scenie filmu. Wydawać by się mogło, że to satyra wymierzona w nazbyt pewnych siebie przedstawicieli Państwa Środka, ale twórcy "Statystów" są sprawiedliwi i obiektywni: przy całym cieple, jakim otaczają swoich bohaterów, nie szczędzą im licznych złośliwości, podkreślonych błyskotliwym, zabawnym dialogiem i humorem sytuacyjnym.
Kupą, mości panowie!
Michał Kwieciński postawił sobie w "Statystach" jeszcze jeden cel: nakłonienie do refleksji. Z pozoru jego film potwierdzać ma znaną prawdę, że w grupie raźniej. "Statyści" otwierają oczy na świat, którego mieszkaniec wielkich miast po prostu inaczej nie dostrzeże - tego świata nie widać bowiem ani zza szyby samochodu pędzącego autostradą, ani też przez okno kolejowego ekspresu.
Tymczasem ten świat, zdawałoby się, zdegenerowany, nie nadążający za tempem współczesnego życia - zmienia się i to zaskakująco szybko.
Dlatego, że zmieniają się zamieszkujący go ludzie, nie kryjący swych aspiracji i marzeń, choć czasem może onieśmieleni w głośnym ich wypowiadaniu. Ludzie marzący o miłości, uczący się kochać i realizujący się w uczuciu do partnera. Żyjący z dala od bohaterów "Nigdy w życiu!" czy "Tylko mnie kochaj", ale równie piękni w swoim kochaniu.
Obok głównego nurtu
O takich ludziach opowiadają "Statyści". Odsunięci gdzieś na bok głównego nurtu życia dostają od losu swoją szansę i... uczą się ją wykorzystywać. Ta edukacja - społeczna, ale i sentymentalna, przebiega bardzo szybko, bowiem odbywa się w kontakcie z innym, odległym na pozór światem, do którego okno otworzyli przybyli z oddali filmowcy. A kto by się spodziewał, że jeden z najbardziej prężnych polskich producentów, wyznaczający model telewizyjnej rozrywki takimi serialami jak wielkomiejskie "Klan", "Rodzina zastępcza" czy przebojowa "Magda M.", na swój debiut kinowy wybierze historię grupy mieszkańców polskiego miasteczka, którzy zasłużą na wyprawę do dalekich Chin?