Niezwykła szkoła w Racicach
Chętnie Pomogą

- Nasza szkoła jest fajna - twierdzą uczniowie. - I jest nasza!
(fot. Fot. Lucyna Talaśka-Klich)
Chętnie Pomogą
Stowarzyszenie "Nasz Dom" chętnie podzieli się doświadczeniami dotyczącymi prowadzenia szkoły. Tel.: 052-351-65-26, kom. 668-262-502.
Uczą w niej wiary we własne możliwości.
Dziwna to szkoła. Podczas przerwy mogę spokojnie przejść korytarzem. Nikt na mnie nie wpada, nie popycha. W dodatku niektórzy uczniowie, na widok obcej twarzy, zwalniają i mówią: - Dzieeeń dooobry!
- W tak małej placówce nie ma anonimowości - mówi Grzegorz Nawrocki, dyrektor Niepublicznej Szkoły Podstawowej w Racicach. Chociaż uczniów przybywa. - W czerwcu 2007 roku, gdy likwidowano szkołę publiczną, uczęszczało do niej 45 uczniów - dodaje Nawrocki. - Dziś, łącznie z grupą pięciolatków, uczymy 70 dzieci.
Zamknąć, żeby otworzyć
Styczeń - luty 2007 roku. Władze gminy Kruszwica twierdzą, że nie ma innego wyjścia - podstawówkę w Racicach trzeba zamknąć. Powód? Oszczędności. - Nie było czasu na protest - mówi obecny dyrektor. - Trzeba było działać.
- Lokalni przedsiębiorcy - Zbyszek Ryż i Bogdan Dzwoniarkiewicz rzucili pomysł, żeby założyć stowarzyszenie i ratować szkołę - mówi Piotr Luber, mieszkaniec Lachmirowic, właściciel dużego gospodarstwa rolnego i prezes stowarzyszenia "Nasz Dom". - Są jego wiceprezesami.
W 9-osobowym zarządzie stowarzyszenia zasiadają rolnicy, przedsiębiorcy, społecznicy. Średnio raz w miesiącu muszą się skrzyknąć, by porozmawiać o szkole. O tym, co trzeba kupić, załatwić... Choć to ludzie zapracowani, zawsze znajdą czas. - Bo to nasza szkoła - mówią. - Zależało nam na tym, żeby dzieci nie wyrywać "z korzeniami" z tego środowiska. Żeby mogły dalej uczyć się w dobrej, wiejskiej placówce, a nie w jakimś molochu, gdzie przemoc i narkotyki są na porządku dziennym.
Dyrektor pełen obaw
Początki nowej szkoły były trudne. - Gdy stowarzyszenie zaproponowało mi stanowisko dyrektora szkoły niepublicznej, miałem wiele obaw - opowiada Nawrocki, trener piłki nożnej drużyn seniorskich i młodzieżowych, z wykształcenia nauczyciel wychowania fizycznego. - Pracowałem w Inowrocławiu, ale mieszkam w Kruszy Duchownej, więc postanowiłem wrócić w rodzinne strony. Najbardziej bałem się spraw związanych z prowadzeniem dokumentacji. Z pomocą przyszli mi dyrektorzy innych szkół - publicznych i niepublicznych. Dziś moja wiedza jest zupełnie inna, a wizytatorzy z bydgoskiego kuratorium dobrze oceniają naszą pracę.
Ale najbardziej dumny jest z osiągnięć dzieci. Pyta, czy widziałam dyplomy wywieszone w szkolnej gablotce. A są tam tylko niektóre, bo większość jest już w domowych archiwach uczniów.
O każdym coś dobrego
Wchodzimy do niewielkiej salki. Czterech chłopaków biega z kijami za piłeczką. Próbują trafić do niewielkich bramek. To unihokej.
Najstarszy z chłopców - Dawid Ciba jest uczniem piątej klasy. Lubi matematykę, informatykę i lekcje wychowania fizycznego. Ćwiczą z nim czwartoklasiści (bo w małej szkole łączone zajęcia to konieczność): Konrad Stanisławski, Filip Zebel, Dawid Płocka. O każdym z nich dyrektor Nawrocki może powiedzieć coś dobrego - Konrad pięknie recytuje, Filip to dobry piłkarz, a Dawid (ten z czwartej klasy) ma zadatki na dobrego informatyka.
- Nasze dzieci mają ogromny potencjał - przekonuje Anna Lebiedzińska, która w Racicach uczy przyrody. Mieszka w Inowrocławiu i tam wcześniej pracowała. Kiedyś mieszkała w pobliskich Lachmirowicach, uczyła się w Racicach i z rozrzewnieniem wspomina starą szkołę: - Jej absolwenci bez problemu dostawali się do liceów, świetnie dawali sobie radę na studiach. Mieliśmy wspaniałych nauczycieli, którzy mogli poświęcić nam więcej czasu niż uczniom w licznych klasach.
Gdy dowiedziała się o przejęciu placówki przez stowarzyszenie, doszła do wniosku, że jej obowiązkiem jest pomóc "swojej szkole". Wróciła. Także po to, by oprócz wiedzy, przekazać dzieciom wiarę we własne możliwości. - Wiejskie dzieci są często nieśmiałe i zagubione, a przecież każde z nich ma jakiś talent - tłumaczy. - Jedne wspaniale recytują, inne pięknie malują, a jeszcze inne potrafią sprzedać prace kolegów, bo są świetnymi handlowcami.
Niedawno, w podtoruńskim Przysieku, uczniowie z Racic sprzedawali bożonarodzeniowe stroiki. Zachwytów nad ich pracami nie brakowało, a uczniowie dumnie mówili: - Mamy talent! Zarobili na wyjazd do teatru. Niebawem zabiorą się do stroików i palm wielkanocnych.
Codziennie wzywani do odpowiedzi
www.ratujszkoly.pl
Federacja Inicjatyw Oświatowych we współpracy z Centrum im. Adama Smitha rozpoczyna kampanię www.ratujszkoly.pl. Jeden z podstawowych postulatów FIO to ustawowe zagwarantowanie podejmowania decyzji w sprawie likwidacji lub przekazania szkoły w porozumieniu z rodzicami i lokalnymi społecznościami. Strona internetowa www.ratujszkoly.pl ma jednoczyć społeczeństwo wokół inicjatywy przekazania szkół rodzicom. Dzięki stronie FIO chce monitorować przejmowanie szkół oraz nagłośnić problemy oświaty wiejskiej, a także zbudować lobby osób, organizacji, firm, którym bliska jest idea zwiększania szans edukacyjnych dzieci wiejskich. Strona ma umożliwić wywieranie społecznego nacisku na rząd i parlament RP, aby sprawy edukacji zostały uznane za priorytetowe i były dyskutowane ponad podziałami politycznymi.
W najliczniejszej klasie uczy się trzynaście osób, w najmniejszej jest zaledwie sześciu uczniów. - Codziennie jesteśmy wzywani do odpowiedzi - przyznaje Konrad Stanisławski. Czy chciałby trafić do liczniejszej klasy, rzadziej stać przy tablicy, schować się w tłumie? - Nie! - odpowiada z przekonaniem. - Gdy jesteśmy częściej odpytywani, to więcej możemy się nauczyć. Nauka w małej szkole ma więcej plusów. Do dużej nie chciałbym chodzić, bo nie lubię hałasu.
Niektórzy żartują, że w tak małej szkole lekcje czasami bardziej przypominają korepetycje niż normalne zajęcia. Dzięki temu dzieci, które mają problemy z nauką, nie pozostają w tyle.
- Poziom nauki w naszej szkole nie odbiega od poziomu w dużej, miejskiej placówce - twierdzi Elżbieta Sawicka, szefowa Rady Rodziców. - Nasze dzieci odnoszą sporo sukcesów. Za to nie mamy problemów na przykład z narkomanią.
O to, jak absolwenci małej, wiejskiej placówki poradzą sobie w wielkim świecie, też się nie martwi. Bo świat "skurczył się" i stał się globalną wioską. - Dzięki internetowi otworzył się także dla wiejskich dzieci - dodaje. - A zorganizować wyjazdy do teatru, kina czy na basen to dziś żaden problem. Tym bardziej że mamy własny autokar.
Autokar stowarzyszenie kupiło za ok. 30 tys. zł. Jest bardzo zadbany, ale w związku z tym, że uczniów przybywa, niebawem potrzebny będzie większy. Pieniądze pewnie i tym razem się znajdą (np. od sponsorów, rodziców albo z funduszy unijnych). - Staramy się pozyskiwać środki z różnych źródeł - dodaje prezes Luber. - Możemy liczyć także na pomoc niektórych radnych gminnych. Zaryzykowaliśmy przejmując szkołę, ale mieliśmy motywację i zespół zaangażowanych ludzi. Komitet założycielski wykonał największą robotę.
- Warto było zaryzykować - podsumowuje dyrektor Nawrocki. - Musimy być bardzo oszczędnymi gospodarzami, ale od roku szkolnego 2010/2011 powinno być już tylko lepiej. Skończy się niż demograficzny, przybędzie uczniów i zwiększy się subwencja.
- Szkoda tylko, że tyle wiejskich szkół zlikwidowano - dodają rodzice.