Doniesienie karne złożył sam wojewoda Rafał Bruski. Wewnętrzne śledztwo wykryto bowiem, że bydgoski radny Jacek Wenderlich wykorzystywał komputerową bazę danych urzędu do inwigilowania polityków PO, m.in. samego wojewody, ale także partyjnych kolegów z PiS. Rajca, którego po nominacji Bruskiego przeniesiono z gabinetu wojewody do biura paszportów, tłumaczył się, że wcale nie inwigilował, tylko w związku z nowymi obowiązkami ćwiczył obsługę komputerów. Bez złych intencji sięgał po znane nazwiska.
Sąd początkowo oddalił postawiony mu zarzut łamania tajemnicy danych osobowych. Jego zdaniem radny nie przetwarzał bowiem danych, ani wykorzystywał ich do bezprawnych celów. Ten wyrok uchylono jednak w apelacji. W kolejnym procesie sąd pierwszej instancji uznał Wenderlicha winnym, skazując na dwa miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu. Radny wniósł apelację. Teraz właśnie dowiedział się od swego adwokata, że została oddalona.
- Nie będę komentował wyroku, ale się z nim nie zgadzam. Działałem bowiem bez żadnych złych intencji. Złożę kasację, mam nadzieję, że moje nazwisko zostanie oczyszczone - mówi Wenderlich.
Kasacja nie wstrzymuje jednak wyroku. A to oznacza, że radny Wenderlich musi się pożegnać z mandatem radnego. O jego wygaśnięciu zadecyduje rada, może się też go zrzec sam radny. - To świeża sprawa jeszcze nie podjąłem decyzji. Muszę najpierw porozmawiać z moim adwokatem - oświadcza nam Wenderlich.