Katarzynę Krempeć, mamę Wioletki zaskoczyliśmy podczas ostatnich świątecznych porządków. Ucieszyła się i zaprosiła do środka - Wszędzie jest czysto - pokazuje Katarzyna - Została tylko kuchnia. _Zielone__drzewko już stało w pokoiku. - Krzysztof znalazł pod garażami - tłumaczy - _Nie mogliśmy się powstrzymać i już ją ustroiliśmy. Przecież choinka to podstawa.
_Rodzina Krempeciów mieszka w malutkiej 20-metrowej dobudówce przy ul. Wiązowej.
Wioletki nie było. Na co dzień zajmuje się rocznym braciszkiem, a jej mama w tym czasie szuka po mieście jedzenia. Dziewczynka, choć ma dopiero 9 lat doskonale rozumie, że nie może mieć takich zabawek i ubrań jak inne dzieci. Nigdy się nie skarży. Nie sprzeciwiła się nawet wtedy, gdy mama zmuszona była sprzedać jej "komunijne" kolczyki, bo w domu nie było na chleb. Kiedy odwiedziliśmy ją latem powiedziała tylko, że marzy o nowej sukience.
Słowa Wioletki, opublikowane w "Pomorskiej|" wzruszyły mieszkankę Kowalewa, która zabrała dziewczynkę do siebie na wakacje. Wioletka dostała nie tylko upragnioną sukienkę, ale jeszcze dużo innych ciuszków. - _Jak ona się cieszyła - jeszcze dziś wzrusza się Katarzyna. - Takiego wypoczynku nigdy nie miała. Do dziś utrzymujemy kontakt z tą panią. Składamy sobie świąteczne życzenia.
**_Jest praca
Los uśmiechnął się także do Krzysztofa Krempecia - męża Katarzyny, który długo nie mógł znaleźć pracy. Dostał ją, dzięki życzliwości Centrum Integracji Społecznej. Pracuje do dziś.
- _Zaczynałem od 220 zł miesięcznie - _opowiada. - Teraz mam 370 zł. _Z tej całej grupy, która się tam dostała, zostałem tylko ja z kolegą. Reszta odpadła, głównie przez pijaństwo . _Dzięki pracy Krzysztof czuje się potrzebny i bardziej wartościowy - _Mamy tam swojego instruktora i uczymy się różnych rzeczy - budowlanki, malowania. Przygotowują nas do nowego zawodu.__Jestem bardzo szczęśliwy, bo od kwietnia mamy dostać zapewnienie pracy na kolejne półtora roku. Wczoraj nawet Wigilię nam zorganizowali - dodaje.
Do Bożego Narodzenia rodzina Krempeciów przygotowuje się od kilku dni. - Wioletkę wysłaliśmy do babci do Cierpic - wyjaśnia kobieta. - Tam będzie miała weselej niż w domu.
Katarzyna wciąż wierzy, że w końcu nadejdzie czas, gdy będzie mogła wyprawić prawdziwe święta z 12 potrawami. Wtedy Wioletki nigdzie nie puści. - W tym roku na pewno będzie ryba i chleb - mówi. - Wciąż musimy kombinować. Z pensji Krzysztofa po zapłaceniu czynszu zostaje 120 zł, a jeszcze woda i gaz.
_Na Kamilka czeka już torba ze słodyczami - _Mąż dostał z zakładu - mówi z dumą Katarzyna. - Ta Wigilia nie będzie może taka, jak byśmy chcieli, ale cieszymy się z tego co mamy.
_Teraz najbardziej martwi ich zdrowie Kamilka. Ostatnio mały nie czuje się najlepiej. Nie chce jeść i rzadko się uśmiecha - _Ma anemię - Katarzyna przyciska synka do piersi. - Robię co mogę, ale lekarstwa i witaminy są bardzo drogie. Choć od lata bardzo się nam poprawiło, na nie nas nie stać. Dlatego tylko zdrowia sobie życzymy.
**_Pogorzelcy z Gutowa
Rodzinę Blicharzy z Gutowa, odwiedzamy regularnie od 9 sierpnia br., kiedy to w pożarze stracili cały dobytek - od dachu nad głową po rzeczy codziennego użytku.
Dramat wdowca z pięciorgiem dzieci wstrząsnął mieszkańcami regionu. Codziennie odbieraliśmy po kilkanaście telefonów z deklaracją pomocy. Czytelnicy przychodzili do redakcji, darowali ubrania, buty, zeszyty dla dzieci i pieniądze. Z dnia na dzień w naszą akcję angażowało się coraz więcej osób, a także firm i instytucji. Losem rodziny przejęło się Starostwo. Niektórzy urzędnicy przerwali nawet urlopy, by pomóc pogorzelcom. Na każdym kroku spotykaliśmy się z życzliwością i zrozumieniem. Pomógł Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego, bez akceptacji którego plan remontu domu byłby niemożliwy. Znalazły się też osoby, które podjęły się wykonania projektu budynku i nadzoru nad pracami budowlanymi.
Bez wytchnienia
**Przez prawie cztery miesiące, bez ustanku, nie bacząc na deszcz i chłód, cała rodzina, łącznie z dziećmi i teściami pracowała przy odbudowie rodzinnego domu. Do akcji włączyli się nawet uczniowie szkoły w Łążynie, do której uczęszczają dzieci Blicharza.
Choć momentami wszyscy tracili wiarę, udało się. W miniony poniedziałek rodzina wprowadziła się do nowego mieszkania. - _Obiecaliśmy sobie, że zrobimy wszystko, by spędzić w nim święta - wzrusza się Krzysztof Blicharz. - Wiemy, że gdyby nie pomoc ludzi, nigdy by się to nie udało. Nasz dom jest najpiękniejszym prezentem świątecznym, jaki mogliśmy sobie wymarzyć.
_Przeprowadzka była bardzo uroczysta. Na nowe mieszkanie dyrektor szkoły w Łążynie podarował Blicharzom wykładzinę, która natychmiast znalazła się w kuchni na podłodze. Nowy dom jest przestronniejszy i dużo wyższy od tego sprzed pożaru. Blicharze bez problemu zmieścili w nim wszystkie meble, otrzymane w darach od Czytelników. Z nowego lokum najbardziej cieszą się dzieci. - _W końcu z Natalią mamy swój pokój - 16-letnia Justynka, która po pożarze nie mogła dojść do siebie, dziś z uśmiechem oprowadza nas po mieszkaniu. - Tata ma ten największy. A tu stanie choinka.
_Dom nie jest jeszcze skończony. - _Trzeba obmurować, zrobić łazienkę, założyć centralne, bo wchodzi wilgoć i wziąć się za górę - wylicza Krzysztof. - Ale na razie odpoczniemy.
- Najważniejsze, że święta będą w naszym domu - Justynka odprowadza nas do drzwi - Chłopcy przyniosą choinkę, ja ugotuję i będzie jak dawniej. Szkoda tylko, że mamy nie będzie.
**_Iwona z szajerka
Również od wakacji diametralnie zmieniło się życie bezdomnej kobiety, mieszkającej w kartonowej altance przy ul. Wybickiego. Jej historię opisaliśmy po tym, gdy właścicielka sąsiadującej z altanką kobiety działki przybiegła roztrzęsiona do redakcji z informacją, że Iwonę chcą z działek wyrzucić.
Kobieta miała kiedyś własne mieszkanie przy ul. Sczanieckiego, ale gdy straciła pracę została eksmitowana. W szajerku mieszkała trzy lata. Przez ten czas zżyła się z sąsiadami, którzy szybko ją zaakceptowali i polubili.
Kiedy w sierpniu usłyszała, że ma się wynosić, całkowicie się załamała i ślad po niej zaginął. Na szczęście szybko się odnalazła.
Po publikacji w "Pomorskiej" sprawą Iwony osobiście zajął się Józef Jaworski, przewodniczący Rady Miasta. Obiecał pomoc i słowa dotrzymał. O byłą mieszkankę zatroszczyła się SM "Kopernik" dała kobiecie lokum socjalne. Od września mieszka w byłej bazie spółdzielni przy ul. Świętopełka. Dorywczo sprząta klatki schodowe.
- _Swojego szczęścia nie umiem wyrazić słowami - mówi Iwona - Mam tu o wiele lepiej niż w szajerku. Przede wszystkim - ciepło i nie siedzę po ciemku. Łazienka i kuchnia jest na korytarzu, ale mi to w ogóle nie przeszkadza. Sąsiedztwo też mam bardzo miłe.
**_Pierwsza gwiazdka
Na ławie Iwona postawiła małą choineczkę. - _Taka symboliczna - mówi z uśmiechem. W te święta nie będzie sama. - Zaprosili mnie przyjaciele z bloku przy działkach. Wciąż o mnie pamiętają - _mówi przez łzy. -_Jak zwykle poczekamy na pierwszą gwiazdkę i podzielimy się opłatkiem. To są dla mnie obcy ludzie, ale znaczą wiele więcej niż rodzina.
Czego mi życzyć? - mówi po chwili milczenia. - Chyba tego, żebym jak najdłużej mogła tu mieszkać i żeby zawsze obok mnie byli tacy ludzie, jak teraz.
