Pan Zygmunt 28 lat pracował w garbarni. - Ja też tam pracowałam, ale trzeba było wychować dzieci - mówi pani Maria.
Jubilat pochodzi z Wielkopolski, jego ojciec był kolejarzem, więc rodzina trafiła do Bydgoszczy, później do Chojnic. - Terminowałem u szewca Porożyńskiego, przy rynku - opowiada Matuszak. - Przynosili buty przyszli szwagrowie, okazało się, że chłopaki mają ładną siostrę, od razu się umówiłem. Tak do niej jechałem, że aż rower rozwaliłem.
Pani Maria, z domu Prądzińska, urodziła się jako najmłodsza z jedenaściorga rodzeństwa. Mieszkali w Kaszubie, gm. Brusy, ale jej rodzina pochodzi z Gochów. W Kaszubie zamieszkali po ślubie jubilaci. - Jak w życiu, raz było dobrze, raz źle - mówią. - Najważniejsze, że jesteśmy razem.
Państwo Matuszakowie dochowali się trzech synów i jednej córki, mają też sześcioro wnucząt. Teraz mieszkają z synem Stanisławem. - Mama trochę choruje, zawsze była bardzo ruchliwa, wciąż pracowała, kręciła się po domu - mówi córka Wiesława Gemba. - Teraz brakuje nam jej ciast, sosów, przysmaków, które robiła.
Po wylewie czuje się jednak dobrze, a jego skutków prawie nie widać. - Wyciągnęli mamę w Kościerzynie - cieszą się dzieci.**
Razem dobrze, razem źle
Barbara Zybajło

Medale "Za długoletnie pożycie małżeńskie" wręczył wiceburmistrz Józef Pokrzywnicki oraz zastępca kierownika USC Lidia Szczęsna.
Maria i Zygmunt Matuszakowie spędzili razem pół wieku. Humory im dopisują, lubią sobie pośpiewać i posłuchać kaset. Życie biorą takim, jakie jest, a mimo wieku potrafią się cieszyć jego urokiem.