https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice: - Nie pozwalają nam wejść do szkoły. Dyrekcja: - Chodzi o bezpieczeństwo

Aby ograniczyć liczbę osób, które wchodzą do budynku, zamontowano domofon, a do szatni mogą wejść tylko dzieci
Aby ograniczyć liczbę osób, które wchodzą do budynku, zamontowano domofon, a do szatni mogą wejść tylko dzieci Dariusz Bloch
Dyrekcja Szkoły Podstawowej nr 65, która mieści się w Fordonie, zmieniła zasady dotyczące przyprowadzania i odbierania małych uczniów.

Teraz rodzice muszą dzwonić domofonem i czekać aż ktoś wpuści dzieci. - Placówka jest przed nami zamknięta - opowiada mama sześciolatka. - Jednak prawdziwe problemy są, gdy skończą się lekcje. Kłębimy się na zewnątrz i wypatrujemy swoich pociech. Nauczycielki, które powinny zadbać o to, aby tylko uprawnione osoby odbierały uczniów, przy tak licznej gromadzie nie są w stanie tego zrobić.

Rodzice twierdzą, że wcześniej nikt z nimi nie konsultował takiego rozwiązania. Dopiero w zeszłym tygodniu dyrekcja zorganizowała spotkanie, na którym wypracowano kompromis. - Od teraz młodsze będą odbierane z drugiej strony, gdzie znajduje się boisko, ale to i tak nie rozwiązuje wszystkich problemów - uważa mężczyzna. - Dobrze, że podczas lekcji szkoła jest zamknięta i nikt postronny nie może do niej wejść. Ale dlaczego rodzice po zakończeniu zajęć nie mogą zabrać dzieci?

Teren podstawówki nie jest ogrodzony, a wiele osób korzysta również z basenu, lodowiska i placu zabaw, które się przy niej znajdują. - Chodzi nam przede wszystkim o zapewnienie uczniom bezpieczeństwa - wyjaśnia Małgorzata Rogowska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 65. - Bywały sytuacje, że nieznajomi wchodzili, aby skorzystać z toalety. Kilkukrotnie musieliśmy również wzywać policję, ponieważ osoba z zaburzeniami psychicznymi próbowała wtargnąć do budynku. To nie jest tak, że zabroniliśmy rodzicom wstępu. Mogą wejść swobodnie, gdy chcą porozmawiać z psychologiem i wychowawcą. Mogą również odebrać dzieci ze świetlicy.

Bądź na bieżąco ze studniówkami w twoim mieście. Dołącz do wydarzenia na Facebooku tutaj

Zobacz także. Czy w tych kreacjach gwiazdy ponownie pojawiłyby się na czerwonym dywanie?
źródło: Agencja TVN/x-news

Zapraszamy na nasz facebookowy profil o studniówkach tutaj

Komentarze 4

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

A
Anna

Moje dziecko wie, jak wyglądają osoby, które mają je odebrać. Rozmawiam z nim, więc wie również, co robić, gdyby nikogo z nas nie było. Po prostu wrócić do szkoły. Z obcym też nigdzie nie pójdzie(ale trzeba rozmawiać o takich sytuacjach, nie raz, nie dwa, ale wiele razy).

Nie muszę wchodzić do szkoły, aby go ubrać (źle założony szalik mogę sama poprawić), czy rozebrać. Ma być samodzielny w tak prostych czynnościach.

Chcemy bezpieczeństwa naszych dzieci, a jednocześnie zgadzamy się, aby postronne osoby wchodziły do szkoły, korzystały z toalety, odpoczywały na ławkach(bo na dworze zimno)?

Chodziłam do szkoły z kluczem na szyi (jak wielu z nas), po tygodniu nauki znałam każdy kąt mojej szkoły. Nie róbmy z naszych dzieci kalek!

R
Rodzic

Sam pomysł jest nawet dobry, bo prawdopodobnie wynika z troski o bezpieczeństwo dzieci na terenie placówki. Niestety dyrekcja nie pomyślała o ich bezpieczeństwie po opuszczeniu przez nie budynku szkoły. Argumenty wielu rodziców są słuszne, że dzieci są wypuszczone "hurtowo" i nie sposób, aby nauczyciele byli w stanie zweryfikować, czy dziecko zostało odebrane przez opiekuna, osobę przez niego wyznaczoną, czy w skrajnym przypadku przez pedofila. A co jeśli opiekun nie zdąży na czas stanąć w tłumie rodziców przed budynkiem, bo np. nie przyjedzie autobus, popsuje mu się samochód, albo spotka go inna przyczyna losowa? Czy dyrekcja liczy na szeroką asertywność dzieci, które jeśli nie odnajdą w tym tłumie bliskiej osoby, odważnie wrócą do budynku szkoły (odnoszę się tutaj do wypowiedzi przedmówcy)??? Nie wierzę, że nie można tego pomysłu dopracować, ujmując większość uwag rodziców. Wystarczy dobra wola dyrekcji. Pytanie czy się na taką zdobędzie?

G
Gość

Już nie wiedzą sami, (dyrekcja tej szkoły) co by tu jeszcze i komu zakazać.

ś
śmietanka

Jakie bezpieczeństwo skoro teraz dziecko wypuszczone ze szkoły,bo CHYBA widzi swoją mamę (przez drzwi całe obklejone plakatami) teraz wychodzi na dwór i okazuje się,że to zupełnie kto inny.A ono na dworze zostaje samo.Ostatnio jednego dzieciaka rodzic znalazł chodzącego samotnie po boisku....Rodzice kłębią się na dworze przed ciasnym wejściem czy śnieg czy mróz!
A wszystko czemu?
Bo jak sama pani dyrektor mówiła na samym początku tej chorej sytuacji,kiedy zaczęto nas rodziców ze szkoły wypraszać-"Bo ona nie będzie za chwilę nowej podłogi znowu robić za kilkanaście tysięcy."(Położono w szkole niedawno kolorowy gumolit).I to jest sedno! Zapewne z pani prywatnej kieszeni ten wydatek...Żenada po prostu....To nie prywatny folwark pani dyrektor,tylko miejsce publiczne.
 

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska